Co rok ten sam scenariusz: wakacje i porzucone psy
Zwierzęta domoweDla jednych właśnie zaczyna się radosny czas wakacji, dla innych strach, rozpacz i tęsknota. Ci „inni” to wyrzucone na „śmietnik zwierzęta, które stanęły na drodze wakacyjnym planom ludzkiej rodziny.
Co czuje porzucony pies i kot
Odkąd istnieją schroniska dla bezdomnych zwierząt, właśnie w lipcu przybywa im pensjonariuszy. Rzadko przyprowadzają ich ci,
którzy mieli się nimi opiekować. Zazwyczaj są znajdowani przez przypadkowych ludzi, działaczy zwierzęcych fundacji, straż miejską lub łapani przez hycli i oddawani do schronisk.
Wyrzucone z samochodu psy tkwią na poboczu drogi. Przywiązane do leśnego drzewa mają małe szanse na to, że nie umrą z głodu. Przerzucane za ogrodzenie różnych obiektów zdzierają pazury od szarpania metalowej siatki. W przypadku psów rozpacz jest wyrażona zastraszoną, bezładną aktywnością.
Koty cierpią cicho. Chowają się do „mysiej dziury” i czekają. Jedne i drugie kompletnie nie rozumieją, co się stało. Nie umieją winić swojego oprawcy, bo jego postępek po prostu nie mieści się w ich systemie wartości.
Porzucenie psa na pastwę losu
Człowiek to jedyny gatunek, który cierpi na postępujący zanik uczuć wyższych – miłości, przyjaźni, empatii. Może nie tyle jest to zanik, ile po prostu ich brak. Nie znam innego gatunku, który będąc społecznym ssakiem, ma kłopot w wyborze między rozrywką a lojalnością wobec przyjaciela.
Mogę przytoczyć wiele przykładów, choć według mnie wystarczy to: nie spotkacie psa, który porzucił człowieka na pastwę losu. Nie tylko dlatego, że w stworzonym przez ludzi świecie nie ma miejsca na psa decydenta, ale coś takiego nigdy, żadnemu psu nie przyszłoby do głowy. Pies pójdzie za swoim opiekunem do piekła, skoczy w przepaść. Będzie trwać przy nim w biedzie, chłodzie i chorobie. Byle go nie opuścić.
Zwyczaje psów: psia demokracja
Na afrykańskiej sawannie żyją coraz rzadsze – jak większość współczesnych dzikich zwierząt – psy: likaony. Tworzą grupy rodzinne, z pozoru podobne wilczym watahom. Z pozoru, ponieważ ich struktura społeczna przypomina demokrację, gdy wilki zdecydowanie preferują monarchię. Wspólną cechą obu gatunków jest grupowe polowanie i wychowanie następnych pokoleń.
Likaony, jak prawie wszystkie wolne zwierzęta, nie przepadają za ludzką obecnością. Boją się nas i może dzięki temu niektóre jeszcze żyją. Nie pamiętam, ile lat temu w jednym z parków narodowych Kenii zaobserwowano bardzo niepokojące zjawisko. Coraz więcej likaonów umierało na zawleczoną przez ludzi i ich psy nosówkę. Postanowiono zaszczepić te, które zostały przy życiu. To prawie niewykonalne zadanie powierzono lekarzom weterynarii o sokolim oku. Ich zadaniem było trafienie ze strzelby Palmera w uciekające zwierzę… z lecącego nad biegnącą grupą psów helikoptera. Udało się.
Ziemskim śladem podniebnej maszyny podążały terenowe samochody ze sprzętem medycznym. Zaszczepiono uśpione likaony, zważono, zmierzono, pobrano próbki krwi i zrobione wymazy do badań bakteriologicznych. Gdy czas działania narkotyku dobiegł końca, zaczęły się budzić. Oczywiście w kolejności przyjęcia dawki leku. Gdy te trafione jako pierwsze odzyskały już pełnię władz cielesnych i umysłowych, inne smacznie spały.
Trzeźwe zwierzęta oddaliły się na kilkanaście metrów i mimo panicznego lęku, spotęgowanego dopiero co przeżytym doświadczeniem, czekały na swoich pobratymców. Nie odeszły, dopóki ostatni nie wstał na cztery łapy. Jeszcze chwiejnego wzięły między siebie i oddaliły się w tylko sobie znanym kierunku. My się wzruszamy, tymczasem dla nich było to tak oczywiste jak oddychanie.
Jak pies z... małpą
Na jednym z indyjskich wysypisk śmieci ktoś zauważył niezwykłe zachowanie grupy makaków. Większość tego typu miejsc przyciąga chmary istot zainteresowanych resztkami. Ptaki, szczury, psy, koty, małpy i wiele innych gatunków, łącznie z ludźmi. Niektóre z nich traktują wysypisko jako doskonałe lokum na stałe. Tak właśnie było z kilkoma rodzinami makaków i psów. Dorosłe małpy wykradały suczkom szczenięta, wychowywały je, a po jakimś czasie psy stanowiły ich osobistą ochronę.
W Indiach psy i małpy oskarża się o roznoszenie wścieklizny. Jakiś okrutny urzędnik postanowił wydać wyrok śmierci, najpierw na psy z wysypiska. Przyjechali strzelcy wyborowi i zaczęła się rzeź. Małpy nie uciekły. Ratowały swoje psy, przypłacając to życiem. Starały się nieść nawet zwłoki swoich martwych już przyjaciół. Często większych od siebie. W ich wyobrażeniu o rodzinie, przyjaźni, wspólnocie nie mieści się porzucenie. Nawet za cenę życia. Ale to tylko małpy, a człowiek podobno brzmi dumnie.
Tekst: Dorota Sumińska, doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje telewizyjne i radiowe o zwierzętach.
Zdjęcia: Shutterstock
Zobacz także: Adopcja drugiego psa. Co radzi behawiorysta
Zobacz także: Grunt to dobra zabawa, czyli jak zrobić zabawki dla psa