Hania i Darek zbudowali w Kazimierzu małą wieś. Przenosili tu stare domy. I wcale nie spodziewali się, że zainspirują innych...
Przeprowadzki z Warszawy tak naprawdę nigdy nie planowali. Szukali działki, takiej na letnisko dla mieszczucha, bo – jak mówią – ludziom po pięćdziesiątce miasto nie służy. Obejrzeli sporo miejsc, zanim wpadli na pomysł Kazimierza – niedaleko od domu, a i spokojnie, i malowniczo. Następnego dnia już tam byli, a wymarzona działka znalazła się jak na zawołanie. Oddalona trzy kilometry od rynku, z widokiem na dolinę, blisko wąwozu Korzeniowy Dół.
Drewniana chata wygląda, jakby stała tu od zawsze, a przecież na początku było tu szczere pole. Dom przyjechał do Kazimierza z Roztocza. W poszukiwaniach Hani i Darkowi pomógł kolega, który już wcześniej przenosił podobne domy i znał się na rzeczy.
Dom pierwszy: drewniana chata
– Myśleliśmy, że kupujemy czterdziestoletnią chatę, ale kiedy czyściliśmy drewno z warstw starej farby, na jednej z belek stropowych ukazała się data „1897” – opowiada Hania. Nie mieli wyjścia, musieli przywrócić starego ducha. Piec kaflowy, okna polskie otwierane jak w tradycyjnych wiejskich chatach: jedna para skrzydeł do wewnątrz, druga na zewnątrz, nowy dach kryty wiórem. – Nawet miejscowi zaczęli nas komplementować, tak dobrze nam poszło – dodają.
Przez parę pierwszych lat wpadali tylko na weekendy i w wakacje. To miał być domek przejściowy, zanim nie wybudują solidnej chałupy. Gdy znajomi zaczęli kupować w okolicy działki, każdy chciał mieć taką samą starą chatę. Hania i Darek szybko stali się ekspertami, doradzali.
Dom drugi: dworek ze spichlerzem
– Zrobiła nam się tu wiejska górka – żartuje Darek. Ciągle dostawali informacje o jakichś domach do przeniesienia. I tak trafił im się ten drugi. Dworek z okolic Sokołowa Podlaskiego, pamiętający czasy powstania styczniowego. Zostali w Kazimierzu, żeby nadzorować ekipę remontową. I są tu już 11 lat. Po prostu nie wrócili do mieszkania na Ursynowie. Córki zaczęły dopytywać, kiedy przyjadą po swoje rzeczy, ale remont pochłonął ich na dobre.
Przy odbudowie starego domu zawsze jest co robić. Dach dworku został wyłożony wiórem osikowym z Suwalszczyzny, podłogi Morawicą – polskim marmurem z Gór Świętokrzyskich, sztukowano belki stropowe. Dokupili też stary spichlerz, żeby mieć więcej miejsca.
Dworek, mimo że wiekowy, jest całkiem na czasie z ekologią. Latem prawie 90 procent energii czerpie z baterii słonecznych, jest też przydomowa biologiczna oczyszczalnia ścieków.
Gdy skończył się remont, przyjechali pierwsi letnicy. A gospodarzy przyjmowanie gości tak pochłonęło, że obydwoje zrezygnowali z dotychczasowej pracy. Darek jest projektantem wnętrz, Hania robiła animacje komputerowe, ale teraz bardziej sobie chwalą stanie na zmywaku niż ślęczenie przed komputerem. A gdy znudzi im się takie życie, schodzą na dół do miasteczka. Takich uciekinierów jak oni jest w Kazimierzu wielu, dlatego życie kawiarniane kwitnie, nawet poza weekendami.
Dom trzeci: studnia spotkań
Ze starej stodoły została tylko konstrukcja i kilka desek. Śmieją się, że to ich najgorszy zakup. Ale nawet tych parę elementów udało się wykorzystać przy kolejnej budowie. Na inspirację trafili podczas jednej z wycieczek do polskich skansenów.
Dom na planie ośmiokąta to rekonstrukcja studni dworskiej ze skansenu w Tokarni. Dawniej w takich budynkach mieścił się kierat, w którym konie ciągnęły wiadra z wodą. U Hani i Darka w ośmiokątnej sali odbywają się teraz zajęcia jogi, medytacje albo warsztaty terapeutyczne, które prowadzi Katarzyna Miller. Spokojnie tam jak w drewnianym kościółku.
Była też winnica!
Jeszcze zanim stanął u nich stary dworek, posadzili pierwsze sadzonki winorośli. Wymyślili, że będą mieć winnicę. – Działaliśmy trochę po omacku, wiedzę czerpaliśmy głównie z książek – opowiadają. Swoje starania nazywają pionierskimi, bo wcześniej nikt tu tego nie próbował. I tym razem też stali się lokalnymi ekspertami. Zdobywali pierwsze wyróżnienia, współorganizowali Święto Wina w Janowcu.
Co roku z dojrzałych gron mieli około 300 litrów wina. – Ale dla nas prawie nic nie zostawało, bo większość butelek rozdawaliśmy przyjaciołom – dodają. Gdy szczepy zaczęły chorować, nie byli już w stanie pogodzić wszystkich obowiązków. Po sześciu latach skończyła się przygoda z winnicą, jednak Hania i Darek spokojnie mogą powiedzieć, że to również dzięki nim Kazimierz słynie dziś z dobrego wina.
tekst: Magdalena Burkiewicz
fot. Rafał Lipski
stylizacja Agata de Virion
za pomoc w przygotowaniu sesji dziękujemy Home & You Sadyba Best Mall
kontakt do właścicieli:
Hanna i Dariusz Mroczkowie
WILLA WINNICA, Kazimierz Dolny
tel. 721 801 454