Zmiany w prawie budowlanym - co warto wiedzieć?

Od 28 czerwca nie musimy już czekać na pozwolenie, żeby rozpocząć budowę domu jednorodzinnego, garażu, niedużego basenu, szamba, wiaty czy ganku. Do wbicia pierwszej łopaty nie są też potrzebne oświadczenia zakładu energetycznego, że podłączy nam prąd, ani gazowni, że dostarczy gaz. Nie trzeba także mieć wytyczonego
i poświadczonego przez zarządcę dróg dojazdu na działkę. Żeby postawić dom, wystarczy wypełnić formularz zgłoszenia budowy lub przebudowy i złożyć go z czterema egzemplarzami projektu podpisanego przez uprawnionego architekta. Jeśli w ciągu 30 dni urzędnicy nie zgłoszą żadnych zastrzeżeń, można rozpoczynać budowę.

To spora oszczędność czasu, bo na rozpatrzenie wniosku o pozwolenie urzędnicy mieli do tej pory 65 dni. A jeśli inwestor musiał poprawiać lub uzupełniać dokumentację, to czasem na zgodę czekał nawet miesiącami. W 2014 roku załatwienie wszystkich zezwoleń koniecznych do rozpoczęcia budowy zajmowało przeciętnie 220 dni! Teraz prawo jest łaskawsze, ale zezwolenia wcale nie znikną. Nadal trzeba je mieć, stawiając szeregowce, bliźniaki, budynki wielorodzinne. Również osobom planującym budowę domu za pieniądze z kredytu nie wystarczy zgłoszenie – banki wymagają pozwolenia na budowę. W przypadku niektórych obiektów możemy wybrać, czy złożyć zgłoszenie, czy wystąpić o pozwolenie.

Kto zyska, kto straci
Nowe przepisy pozwalają zaoszczędzić nie tylko sporo czasu, ale i pieniędzy, bo za zgłoszenie planowanej budowy nic się nie płaci. W gorszej sytuacji mogą się znaleźć sąsiedzi, którzy nagle odkryją, że postawiona za płotem altana przesłania im ładny widok. Zgodnie z nowelizacją ustawy ani osoba, która stawia dom na swojej ziemi, ani urząd nie muszą ich informować o planowanych budowach.

Prawo przewiduje wprawdzie, że zgłoszenie domu jednorodzinnego będzie zamieszczone w biuletynie informacji publicznej czy na stronach internetowych gmin, ale jeśli sąsiedzi nie śledzą portali, mogą nie dowiedzieć się w porę, co powstanie obok ich posiadłości.



Teraz do architekta należy wyznaczenie tak zwanego obszaru oddziaływania budynku (wcześniej robiła to gmina) i przypilnowanie przepisowych odległości domu od ogrodzenia, szamba od zabudowań itp. Jeśli będzie postępował zgodnie z aktualnymi normami, to budowany po sąsiedzku obiekt nie powinien być szczególnie uciążliwy. Choć oczywiście wiele tu za-leży też od użytkowników.

Nie można jednak wykluczyć, że architekt ulegnie sugestiom inwestora, który przecież płaci mu za pracę. Co prawda, jeżeli sąsiad udowodni, że inwestor albo architekt naruszyli prawo, to budowa może zostać wstrzymana. Jeśli jednak jest zgodna z przepisami, to nie da rady jej zablokować. Nawet gdy okaże się, że będzie miał ciemniej i głośniej, a szambo uniemożliwi budowę studni, którą już wcześniej zaplanował.

Potworki zaatakują?
Nowe przepisy znoszą też częściowo obowiązek załączania do dokumentów projektów budowlanych. Przy zgłoszeniach wymagane są tylko w przypadku domów jednorodzinnych. Do informacji o planowanych gankach, altankach, wiatach czy domkach letniskowych wystarczy dodać rysunek na kartce z zeszytu. A że nie każdy widzi potrzebę zatrudniania architekta czy zwyczajnie nie stać go na wynajęcie profesjonalisty, zapewne wiele osób zabierze się do samodzielnego wymyślania konstrukcji i budowania po swojemu. Efekty mogą być straszne!

Niestety, liberalizując prawo budowlane i upraszczając procedurę uzyskiwania pozwoleń na budowę, zapomniano o przepisach, które porządkowałyby przestrzeń, wprowadzały ład architektoniczny. Czy to tak trudno ustanowić na danym terenie na przykład wspólną kolorystykę, kąt nachylenia dachu albo wymiary dla nowych domów?

Polecamy także artykuł: Co możesz wybudować bez pozwolenia?

Tekst: Mirosław Wesołowski, Atelier Wnętrz i Architektury  
Zdjęcie: Shutterstock

Zobacz również