Kiedy inni bledną na samą myśl o kuciu ścian, Joanna zaciera ręce. I kiedy włącza wiertarkę czy szlifierkę, czuje, że żyje.
Jak rudera stała się ładnym domem
Przed domem sterta omszałych dachówek, a wśród nich siedzi Joanna i każdą czyści szczoteczką do paznokci. To musiał być niezwykły widok dla sąsiadów zza płotu. Albo inna scena: Joanna z nosem przy podłodze wydłubuje nożykiem paprochy ze szpar między deskami. Na koniec robi pamiątkowe zdjęcie kupce brudu i wrzuca na forum internetowe. Tytuł wątku, który założyła, mówi wszystko: „O tym, jak ruderka staje się ładnym domkiem...”. Swoją „ruderkę” w podpoznańskim Puszczykowie wypatrzyła na spacerze. Właśnie sprzedała kawiarnię, którą przez kilka lat prowadziła w Gorzowie Wielkopolskim, i szukała miejsca na nowy start. Dom był tak zrujnowany, że odstraszał kupców. Ale nie Joannę. – Lubię wszystko, przy czym można się zmęczyć i spocić, a co niekoniecznie jest sportem – mówi ze śmiechem. I jednym tchem wymienia: – Stolarkę, murarstwo, spawanie. Jestem „fizolem”, to u nas rodzinne. Mama i tata są socjologami, ja po polonistyce, ale wszyscy lubimy pracować fizycznie.
Lepiej odnowić niż wyrzucać
W Puszczykowie zajęła się swoją pasją: odnawia stare, zniszczone meble, remontuje zaniedbane mieszkania w kamienicach. Uważa, że dopóki coś da się naprawić, trzeba to robić, a nie wyrzucać. – Zwłaszcza że rzeczy sprzed dziesięcioleci, nie tylko meble, ale i drzwi czy klamki, są ładniejsze i trwalsze od współczesnych – tłumaczy. Kiedy opalała z farby okna, znajomy majster bardzo jej współczuł, myśląc, że nie stać jej na plastiki. A ona od pierwszego wejrzenia dokładnie wiedziała, jak ma wyglądać jej nowy-stary dom.
Przedwojenny klimat
– Znalazłam w piwnicy kilka staroci, które podziałały mi na wyobraźnię. Oryginalną chromowaną baterię wannową z porcelanową rączką, białą sparciałą markizę naciągniętą na dębowe kołki i piękny toczony drążek do podciągania – wylicza gospodyni. Na strychu pod grubą warstwą kurzu leżał miedziany szyld z nazwiskiem Krüger. To pierwsi właściciele, którzy podobno mieli pracownię rękawiczek w Poznaniu. Joanna od razu wyobraziła sobie letnie popołudnie w przedwojennym ogrodzie: pod płóciennym zadaszeniem odpoczywają państwo Krügerowie, ktoś dla sportu podciąga się na drążku zawieszonym między drzewami...
Kolory na pierwszym miejscu
Dużą wagę Joanna przywiązuje do kolorów, ponieważ ma swoją paletę i nie uznaje żadnych kompromisów. Przydymione zielenie, gołębie szarości „z kapeczką błękitu” – wiele z nich można odnaleźć w obrazach Lecha Jankowskiego, które wiszą na ścianach. – Wychowywałam się z nimi, bo tata ma sporą kolekcję. Nie wiem, czy lubię te kolory, bo są na obrazach, czy odwrotnie: lubię te obrazy, bo mają moje kolory – śmieje się Joanna. Kiedy robi się ciepło, od wczesnej wiosny do późnej jesieni, przenosi pracownię renowacji do ogrodu. Kwiaty to kolejna pasja Joanny. – Jednego dnia idę z kawą pod lipę, drugiego pod jaśmin, jeszcze innego do altany... I nawet jeśli siedzę tam tylko dziesięć minut, ekspresowo ładuję akumulatory i wracam do pracy. Umiem robić wiele rzeczy, choć nigdy się ich nie uczyłam. W działaniu jestem łapczywa. Życie jest za krótkie, by poświęcić się tylko jednej sprawie.
Kontakt do właścicielki: Joanna Golka, domistyl.blogspot.com.
Tekst: Agnieszka Berlińska
Zdjęcia: Jola Skóra/Jam Kolektyw
Stylizacja: Agnieszka Turosieńska