Stara miłość nie rdzewieje. Ulla-Britt Englund zakochała się w tym domu jako młoda dziewczyna, ale kupiła dopiero po trzydziestu latach. Dziś opuszcza go tylko na zimę.
Wstaje piękny jesienny dzień. Słońce unosi mgły i roztapia poranny szron. Przed zimą jest jeszcze wiele do zrobienia. Ulla-Britt z córką Johanną grabią opadłe z drzew liście, koszą trawę i szykują dom na nadejście chłodów. Wnuczki Thea i Smilla cieszą się ciepłymi dniami i szaleją w ogrodzie z suczką Molly. Zaraz wpadną na taras odpocząć – na gorące cynamonowe bułeczki i kubek czekolady. Potem trzeba jeszcze wytrzepać dywany i chodniczki.
Stary dom leży na szwedzkiej wysepce Svartön na jeziorze Ströms Vattudal. Rodzina dopływa tu promem, podobnie dowożone jest jedzenie. Z dwóch werand roztacza się wspaniały widok. – Dopóki jest ciepło, często siadam na leżaku, patrzę na wodę i las. Nic mnie tak nie uspokaja – mówi Ulla-Britt. – Latem, gdy przyjeżdża na wakacje cała rodzina, to niemożliwe. Dopiero jesienią zapada taka cisza, że słychać, jak wiatr strąca liście z drzew.
Zobaczyła ten magiczny zakątek trzydzieści lat temu, latem, gdy wraz ze szwagrem wybrała się na wycieczkę statkiem. Dom robił wrażenie: wyglą-dał, jakby ktoś zawiesił go na wzgórzu nad wodą. Poprosiła kapitana, żeby zacumował przy molo. Willę wybudował sobie w 1885 roku administra-tor poczty. Zachwycała misternie rzeźbionymi gankami i ręcznie robionymi falistymi szybami, przypominającymi klejnoty rozpraszające światło. Ulla-Britt miała już dom, ale ten postanowiła kupić za wszelką cenę. Niestety, ktoś ją uprzedził. Przez prawie trzydzieści lat śnił jej się po nocach, aż wreszcie okazało się, że bank znów wystawił go na sprzedaż. Tym razem nie dała się ubiec.
Willa nie wyglądała już tak pięknie, poprzedni właściciele o nią nie dbali, stała opuszczona, a wiele szyb wytłukł wiatr. – Była jesień, jak teraz – wspomina Ulla-Britt. – Bałam się, że poprzemarzają ściany. Tu jest jak na biegunie, po skutym lodem jeziorze można chodzić do miasteczka po zakupy. Na szczęście przyjaciel znalazł dla mnie osiemnaście okien i zdążyliśmy je wstawić przed zimą. Gdy tylko się ociepliło, wyremontowała kuchnię i salon, a ściany sypialni okleiła staroświeckimi tapetami. – Od dziecka lubiłam stare meble, nie mieściło mi się w głowie, że można je wyrzucać – mówi. – Uratowaliśmy wszystkie, które się dało.
Więcej szczęścia miały kaflowe piece. Nikt ich nie zniszczył przez lata, kiedy dom stał pusty. Niestety, nie we wszystkich da się palić, więc Ulla-Britt wstawia do środka świece. Gdyby nie to, rodzina nie wynosiłaby się na zimę do miasta i nie tęskniłaby kilka miesięcy za Svartön.
Tekst i stylizacja: Anna Truelsen
Opracowanie: Joanna Halena
Zdjęcia: Carina Olander