Ten mały domek rósł razem z rodziną. Tak samo jak ogród, który go otacza. I z letniska jest siedlisko.
Pierwszy raz przyjechaliśmy tu zimą do naszych przyjaciół. Padał śnieg, dookoła zaspy i pozapalane świąteczne lampki. Wyglądało, jakby przed chwilą wylądował Święty Mikołaj. Pomyślałam, że też chcę mieć taki dom – wspomina Tatiana. Ale zaraz zganiła się w duchu, że to nierealne. Przecież lubiła swoje mieszkanie w Bielsku-Białej, a Iza i Marek, którym pozazdrościła tego domu, też nie zamierzali się nigdzie wynosić.
Dla żartu rzuciła, że gdyby jednak się rozmyślili, to ona z chęcią odkupi dom. Pół roku później podpisywała akt notarialny. – Bo ja już tak mam, że jak czegoś chcę, to się po prostu wydarza – mówi.
To takie miejsce, że trudno stąd wyjechać. Beskidzka wieś Meszna na stoku Magury, tylko 20 minut od Chaty na Groniu, słynnej góralskiej karczmy. – Czasem wpadamy tam na pyszne pierogi – opowiada Tatiana. Ale szlak turystyczny na szczęście ich omija. Zresztą i tak przed ciekawskimi spojrzeniami chroni dom gęsta ściana drzew.
Na początku to był prosty drewniany domek. Kuchnia, pokój dzienny i łazienka. Poprzedni właściciele najpierw przyjeżdżali tu tylko na wakacje, a gdy zaczęła im się powiększać rodzina, pomyśleli o przeprowadzce na stałe.
Na szczęście dom ma konstrukcję, która pozwala na dodawanie kolejnych modułów. Najpierw więc wysokim przeszkleniem zabudowali taras – w ten sposób powstał przestronny salon. Z czasem dom rósł razem z rodziną. Tatiana i Mirek dodali nową sypialnię, pokój dziecięcy oraz dużą łazienkę. Teraz z każdego pomieszczenia można wyjść na taras, a układ amfiladowy sprawia, że w domu jest sporo niespodzianek. Za przesuwnymi drzwiami wysokiej szafy kryje się pokoik do pracy. Po piętrowym łóżku wchodzi się na antresolę – Pola i Leoś mają tam swoje małe królestwo.
Tatiana urządziła dom zgodnie z zasadami, którymi kieruje się w pracy. Jest lekarzem medycyny estetycznej, atutów szuka w naturze. Podobnie było z tym wnętrzem. Chciała pogodzić to, co zostało po poprzednich właścicielach, z meblami, które z Mirkiem przywieźli z mieszkania w Bielsku. Dużo tu lnu, drewna i ceramiki.
W urządzaniu pomagała projektantka Magda Rojkowska. Bardzo dobrze znała ten dom. To ona zaprojektowała wnętrza dla Izy i Marka. A z Tatianą i Mirkiem poznali się, gdy urządzała ich mieszkanie w Bielsku. Od tego czasu się przyjaźnią, nikt więc nie miał wątpliwości, że i tym razem pomoże. Beże i écru zastąpiła skandynawska biel. Na takim tle dobrze wyglądają wzory – pasy na ścianie w sypialni albo kwieciste rolety i poduchy uszyte z tkaniny kupionej w IKEA.
Tatiana nie wyobraża sobie, że mogłaby mieszkać gdzie indziej. W Beskidach się wychowała. Wprawdzie studiowała we Wrocławiu, a potem przez chwilę pracowała w Warszawie, ale – jak mówi – bez gór dobrze nie funkcjonuje, więc szybko wróciła w rodzinne strony. Gdy na horyzoncie widzi charakterystyczne pofałdowania, od razu czuje się lepiej.
Nawet w wolnym czasie lubi mieć trochę pod górę. Kiedyś razem z wierną kompanką, goldenką Alą, biegała po górskich stokach. Teraz przerzuciła się na rower. – Już więcej niczego mi nie trzeba. Do końca życia – dodaje, siadając w oknie. – Nawet nie muszę wychodzić, by znaleźć się w ogrodzie.
tekst: Magdalena Burkiewicz
zdjęcia: Dariusz Radej
stylizacja: Alicja Radej
kontakt do projektantki: www.rojprojekt.pl