Smalić cholewki
Ach, gdzież te piękne czasy, kiedy zamiast ordynarnego podrywu mieliśmy zaloty z prawdziwego zdarzenia? Kawalera, który chciał zdobyć upatrzoną pannę, czekał spory wysiłek.
Przede wszystkim starający się musiał udowodnić, że żaden z niego patałach, tylko porządny, rokujący chłop. I spodobać się nie tylko wybrance, ale i jej (wymagającej) rodzinie. Zanim poszedł w konkury, musiał się więc porządnie odpicować. Umyć, uczesać, włożyć czystą koszulę, a przede wszystkim… zadbać o należycie czarne i błyszczące cholewki.
I tu uwaga – mógł je smolić albo smalić. Smolenie oznaczało czernienie butów wygrzebaną z komina sadzą wymieszaną z tłuszczem, smalenie zaś – opalanie ich nad ogniem. Efekt obu zabiegów był podobny i gwarantował przychylność potencjalnych teściów.
Tekst: Weronika Kowalkowska
Zdjęcie: Shutterstock