Każda ma niepowtarzalną urodę, twarz, spojrzenie. I wcale nie jest głupia jak gęś. 40 lat temu gęsi skradły serce Haliny Bielińskiej, a teraz zabierają się za resztę Polaków.
Kiedy Halina Bielińska w drodze do pracy mija kołudzkie pastwiska, odprowadza ją tysiące par zaciekawionych oczu. Po chwili słychać głośne gęganie. – Wiwiwiwi. – Dzień dobry, co słychać? – Gig gag gog. – Jestem smutna, kto mnie pocieszy? – Pani Halina zawsze zatrzyma się, odpowie na gęgane zaczepki, popatrzy, pochwali, pomatkuje. – Tak się jakoś przyjęło, że wszyscy nazywają mnie gęsią mamą. Pochlebia mi to, bo uwielbiam swoją pracę – śmieje się. Choć na początku wcale nie było różowo.
Miłość nie od pierwszego wejrzenia
Studiując na Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, pisała pracę o roślinach, a o gęsiach nawet nie myślała. Ale w latach 70. trafiła na stypendium do Kołudy Wielkiej, ośrodka badawczego zajmującego się gęsiami. – Pierwszego dnia gęsior boleśnie uderzył mnie w nogę skrzydłem, wszystkie ptaki wydawały mi się jednakowe, nie wiedziałam, czego ode mnie chcą. Byłam nieszczęśliwa – wspomina. Ale nie ma tego złego. W Kołudzie najpierw zakochała się w przyszłym mężu. Potem teściowa podarowała jej „Tak zwane zło” Konrada Lorenza, książkę o zachowaniu gęgaw, za którą badacz dostał Nobla. Czytała całą noc. Tak w jej życiu pojawiła się miłość numer dwa. Gęsi. Można powiedzieć, że szczęście przyszło do niej gęsiego.
Wcale nie taka głupia
– To fascynujące ptaki. Czują dobro i zło ze strony człowieka, zgadują intencje. Zupełnie nie rozumiem powiedzenia „głupie gęsi”. Czy wiesz, że one mają swój własny, wciąż badany język? – zżyma się dr Bielińska, która dziś kieruje Ośrodkiem Badawczo-Hodowlanym Gęsi w Kołudzie.
Lista gęsich cnót według niej jest długa. Są ciekawskie, wyraźnie starają się nawiązać kontakt z człowiekiem. Niezwykle mocno przywiązują się do właścicieli. Znajomi pani Haliny przekonali się o tym, kiedy ich dzieci zaczęły chodzić na przystanek szkolnego autobusu. Maluchy maszerowały codziennie w gęsiej obstawie, która po upewnieniu się, że dzieci wsiadły, wracała do domu. Oczywiście gęsiego.
Swoich kochają, ale są nieufne wobec obcych, a szczególnie ludzi, u których wyczują złe zamiary. A wyczuwają bezbłędnie. Dlatego gęsi często lepiej się sprawdzają na podwórzu niż stróżujący pies. Raban na pewno robią głośniejszy, a jak się doda do tego machanie skrzydłami, szczypanie po nogach albo ciut wyżej, i dziobanie, to o dobytek można być spokojnym.
Do grobowej deski
Niezwykłe są też gęsie zaloty i związki. Gęsiory zakochują się na całe życie w jednej partnerce. No, może absolutnie wierne jej nie są, bo hodowcy nalegają, by uczuciem obdzielały pięć, sześć pań ze stada, ale i tak swoją wybrankę zawsze traktują wyjątkowo. – Czasem żartujemy, że młodzi mężczyźni przebywający tu na stażu mogliby się uczyć od gęsi, jak obchodzić się z ukochaną dziewczyną – śmieje się dr Bielińska.
Niedawno do Kołudy przyjechał pan aż ze Szczecina. Poprosił tylko o jedną gąskę. Okazało się, że jest mu potrzebna, bo jego gęsior usycha ze zgryzoty. Po 15 latach wspólnego życia zmarła mu partnerka. Pani Halina bardzo się wzruszyła i młoda panna z kołudzkiego stada szybko wyruszyła na spotkanie z przyszłym małżonkiem. Po trzech tygodniach do Kołudy dotarły zdjęcia szczęśliwej gęsiej pary. Widać, że gąsior odżył i na nowo stał się prawdziwym amantem.
Na św. Marcina najlepsza gęsina
Takie wyprawy po gąski wcale nie są rzadkie. Mimo że Kołuda Wielka jest dużym i unikalnym na skalę europejską ośrodkiem badawczym hodującym ptaki dla wielkich odbiorców, to Halina Bielińska najbardziej jest szczęśliwa, gdy zamawiają u niej gęsi zwykli ludzie. Pasjonaci, którzy wyjechali z miasta, by osiedlić się na wsi, zapaleńcy kupujący i ratujący stare gospodarstwa. – Wtedy dobieramy specjalnie dla nich małe stadka, składające się z gęsiora i kilku gąsek. Żeby i ptaki były szczęśliwe, i właściciele mieli fajne towarzystwo. Bo taki chów prowadzi się dla przyjemności, nie dla mięsa – tłumaczy. Ale i to ostatnie powoli wraca na polskie stoły.
Jeszcze trzy lata temu statystyczny Kowalski zjadał rocznie 17-18 g gęsiny, czyli kilka plasterków, dziś jest to 200 g, co pokazuje, że akcje promocyjne, takie jak „Kujawsko-pomorska gęsina na św. Marcina”, w której uczestniczy ośrodek w Kołudzie, mają sens. Z roku na rok coraz więcej restauracji układa specjalne menu w listopadzie, na święto Marcina. Naszą gęsią zajadają się już Niemcy i Francuzi, gęsie łapki jako afrodyzjaki eksportowane są do Tajlandii, a puch przeznaczony na ekskluzywne kołdry jedzie do Japonii. A gęsia mama ma nadzieję, że jej podopieczne zdobędą szturmem nie tylko polskie stoły, ale i zagrody. Bo są wyjątkowe, i do hodowania, i do kochania. – Uwielbiam wszystkie zwierzęta, ale gęsi nie wymieniłabym na żadne inne!
Jedz na zdrowie
To gęsi, spośród całego drobiu, najczęściej hodowane są ekologicznie – pasą się na pastwiskach, skubiąc trawę, nie dostają sztucznych pasz. Szczególnie gęś biała kołudzka, często nazywana owsianą. Wyhodowana 50 lat temu w instytucie, niedawno doczekała się miana osobnego gatunku. Jej mięso jest wyjątkowo delikatne, gdyż na trzy tygodnie przed ubojem karmiona jest wyłącznie owsem. Dzięki temu zawiera zaledwie 4 procent tłuszczów i to tych lepszych: linolowego, znanego jako silny środek przeciwnowotworowy, oraz oleinowego, podobnego do tego, który znajduje się w oliwie. I tak samo jak ona obniża cholesterol.Mięso gęsi bogate jest też w witaminy A, E, B oraz minerały: potas, magnez, żelazo, cynk, które wzmacniają organizm. Jedzenie go poleca się chorym na miażdżycę i osobom z niską odpornością. Gęsie jaja mocno pachną, więc najlepiej wbijać je do makaronu i ciasta.
Tekst: Monika Kucia, Karolina Zawadzka
Zdjęcia: Daniel Pach, Marta Ziółkowska