Święty Florian od pożarów
Wystarczy rzut oka i już wiadomo, w jakiej „branży” działa. Młody mężczyzna w rzymskiej zbroi z płaszczem i hełmem z pióropuszem stoi niczym olbrzym nad miniaturową wioską i wodą z cebrzyka polewa buchające z niej płomienie. Czasami w zbożnym czynie gaszenia pomaga mu anioł.
Jak rozpoznać św. Floriana?
Święty Florian, bo o nim mowa, w drugiej ręce trzyma flagę i/lub krzyż, a u jego stóp leży wielki kamień młyński z resztkami powrozu. Patronem strażaków Florian został przez przypadek. Za życia bowiem nie miał wiele wspólnego z pożarami.
Historia św. Floriana
Ot, młody dowódca wojsk rzymskich, który robił błyskotliwą karierę, dopóki nie zażądano od niego wyrzeczenia się chrześcijaństwa. Oczywiście odmówił. Dalej było jak zwykle za cesarza Dioklecjana – więzienie, tortury, śmierć. Florianowi przywiązano do szyi kamień młyński i wepchnięto do rzeki. W przeciwieństwie do innego utopionego kolegi po fachu, Jana Nepomucena, nie został świętym chroniącym wyłącznie przed wodą, np. powodziami, tylko z jakiegoś powodu przydzielono mu ogień.
Patron strażaków
Z czasem stał się etatowym strażakiem Europy, choć największą popularnością cieszył się właśnie u nas, w Polsce. Szczególnie po wielkim pożarze krakowskiego Kleparza, z którego ocalał wyłącznie kościół z relikwiami świętego. Od tamtej pory statuetki Floriana stawiano często i gęsto przy łatwopalnych stodołach i remizach.
Tekst: Weronika Kowalkowska
Zdjęcie: Shutterstock