Rozebrać się do rosołu
Skąd pochodzi zwrot "rozebrać się do rosołu"?
Rosół, wiadomo, rozgrzewa. Niektórych tak bardzo, że w trakcie posiłku muszą się rozebrać. Ale tylko trochę, nie to co kura, która jest rozbierana do rosołu, czyli skubana z piór do gołej skóry. Jednak powód roznegliżowania bohatera poniższej anegdoty (od której podobno wzięło się powiedzenie) był o wiele bardziej skomplikowany.
Otóż dawno, dawno temu, żył sobie w Rzeczypospolitej szlachcic, któremu dramatycznie brakowało gotówki. Stawił się więc u jednego ze swoich dłużników, by domagać się spłaty. Ale dłużnik, choć bogaty, zaczął się wić jak piskorz. Szlachcic zagroził, że nie odjedzie, póki nie odzyska pieniędzy. Na to gospodarz postanowił wziąć go głodem. I zamiast należytej zupy zaczął serwować mu czysty rosół – wówczas uważany bardziej za lekarstwo niż pełnoprawne danie. Na ten jawny despekt szlachcic zareagował dowcipnie, a mianowicie zaczął się rozbierać, żeby „zanurkować w zupie, bo może wtedy znajdzie w niej jakąś krupę (ziarnko kaszy)”.
Podobną legendę opowiadano już w XV wieku w Toskanii. Tyle że w tamtej wersji do rosołu rozbierał się proboszcz, by szukać w nim ziaren grochu.
Teksty: Weronika Kowalkowska
Zdjęcie: Shutterstock