O zwierzętach opowiada dr Andrzej G. Kruszewicz, lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego zoo
Przypomina kolorem trzcinę i potrafi kołysać się jak ona na wietrze. Tylko dźwięki wydaje inne. Głośno buczy, żeby samice wiedziały, że oto pojawił się w okolicy. Zwykli spacerowicze albo grzybiarze raczej rzadko mają okazję go zobaczyć. Jeśli wybiorą się nad stawy Polesia Lubelskiego czy w okolice Milicza albo nad Narew czy Biebrzę, prędzej usłyszą tubalny głos bąka, który wraz z innym mieszkańcem trzcinowisk, bączkiem, żyje bardzo skrycie. Chociaż ich akurat, w przeciwieństwie do innych przedstawicieli rodziny czapli, ludzie nigdy nie prześladowali.
Piórko do kapelusza
Otóż w XVIII i XIX wieku zapanowała w Europie moda na wymyślne kapelusze. Damom znudziły się kwiatki, listki i owocki, zapragnęły czegoś ekstrawaganckiego i wręcz oszalały na punkcie rajerów. Pod tą niewinną nazwą kryją się pióra czapli (po niemiecku Reiher to czapla). Zaczęły być bardzo drogie, a czapli szukano tylko po to, by je zabić i oskubać dla kobiecego kaprysu. Dopiero na początku XX wieku ludzie się opamiętali i zaczęli ptaki chronić. Dziś pojawienie się z rajerami na kapeluszu byłoby towarzyskim nietaktem.
Gdy bąk stanie słupka, ma 70-80 cm długości, maskujące ubarwienie w paski upodobniające go do trzcin, waży od kilograma do prawie dwóch, przy czym samce są wyraźnie większe niż samice. Zamieszkuje rozległe obszary Eurazji aż po Japonię, a także dolinę Nilu i Konga w Afryce, a nawet południową Afrykę. W Polsce bąk jest ptakiem rzadkim, żyje w wielożeństwie, a samiec swym donośnym buczeniem oznajmia o zajęciu rewiru. Jego głos to jednocześnie sygnał ostrzegawczy dla panów i zachęta dla pań.
Bąki regularnie trafiają do azylu dla ptaków w warszawskim zoo. Gdy podczas nocnej wędrówki zastanie je świt, lądują tam, gdzie mogą. Czasem są to podmiejskie ogrody lub ogródki działkowe, grodzone siatką, w którą nieszczęsne bąki się wplątują, gdyż nie znają takiej bariery ze swych rodzimych trzcinowisk. W efekcie doznają wielu urazów i zostają w azylu przez zimę lub trzeba im przygotować wolierę na zawsze, bo na wolność się nie nadają w związku z obrażeniami skrzydeł.
Postrach szpitala
Są bardzo wymagającymi pacjentami. Przy każdym zabiegu ptaka musi trzymać wprawiona w tym osoba. Jedną ręką dociska się do siebie brzuch i nogi, a drugą głowę. Bąk wije się i kombinuje, jak zwiać, dziobnąć człowieka w oko (a dziób ma wielki i ostry), podrapać pazurami lub przynajmniej zwymiotować na niego nadtrawioną rybą albo strzyknąć kałem. Istna zakała!
Podczas leczenia jest nie lepiej – musi mieszkać osobno, w sporej wolierze, bo w klatce lub skrzyni byłby zbyt niebezpieczny dla zaglądającego do niego człowieka. Zasięg błyskawicznie wystrzeliwanego dzioba bąka jest wręcz zdumiewający. Ostrzegamy przed nim praktykantów i wolontariuszy, ale i tak zdarzają się czasem rany rąk albo nóg (a nawet twarzy), gdy nieobeznana z bąkiem osoba zanadto zbliży się do pęku trzcin, w których ukrył się pacjent. Stąd ostrzeżenia na drzwiach woliery bąka w rodzaju: „Uwaga, bąk!”, „Bąk luzem!” lub po prostu: „Bąk!”.
Nie tylko na bagnach, nawet w wolierach bąka nikt nie zauważy, choćby stał z nim oko w oko. Z dziobem uniesionym do nieba ptak potrafi wtopić się w kępę trzcin. Powiesiliśmy kiedyś tabliczkę, która miała zwiedzającym ułatwić zadanie – brzmiała mniej więcej tak: „Wypuściliśmy tutaj dwa bąki. Znajdź je!” – ale ktoś ją zwędził w kilkanaście minut. Każdego bąka staram się wypuścić na wolność, a gdy się na wolność nie nadaje, to podarować jakiemuś zoo, gdzie tego ptaszka jeszcze nie znają.
Wypuścić ptaka
Gdy wysyłałem do Europy pierwsze bąki, sprawa utknęła w Ministerstwie Środowiska. Pewien pan, z nazwiskiem na literę K., blokował transport i domagał się dodatkowych wyjaśnień. Pojechałem więc na spotkanie. W ministerstwie okazało się, że pan K. jest na ważnym spotkaniu w sali obok i że spotkanie powinno zaraz się skończyć. Zaczekałem i już po kilku minutach zobaczyłem, jak stoi w holu i dyskutuje o czymś, zapewne bardzo ważnym. On i jego rozmówcy w czarnych garniturach, w białych koszulach, pod krawatami. Ja w dżinsach i kraciastej koszuli. Podszedłem, przedstawiłem się i spytałem: „Czy w końcu puści pan te bąki do Niemiec?”. Jego rozmówcy mieli bardzo speszone miny, ale pan K. błysnął poczuciem humoru i odpowiedział: „Skoro tak pan tę sprawę stawia, to będę musiał”. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a pan K. zabrał mnie do swego biura i polecił sekretarce wydanie od dawna już przygotowanych dokumentów. Wyszedłem z papierami w garści. Bąki wyjechały, ale corocznie i tak trafiają do nas następne. Teraz jednak nikt nie blokuje sprawy ich wysyłki do innych ogrodów.
Mamy w naszym kraju aż sześć lęgowych gatunków ptaków czaplowatych, a dwa kolejne coraz częściej i regularniej się u nas pojawiają. Jest to prześliczna czapla nadobna (Egretta garzetta) oraz maleńka czapla złotawa (Bubulcus ibis). Tylko czekać, aż ktoś odkryje u nas ich lęgi, może nawet już odkrył, a ja jeszcze o tym nie wiem... Dwie piękne i duże czaple gniazdują u nas od niedawna: biała (Casmerodius albus)i purpurowa (Ardea purpurea). Największa i najpospolitsza jest czapla siwa (Ardea cinerea), której kolonie lęgowe nazywane są czaplińcami. Spore gniazda buduje na drzewach, a tylko wyjątkowo w gąszczach trzcin, jak prawie wszystkie pozostałe gatunki. Ciągle bardzo rzadki ślepowron (Nycticorax nycticorax) także gniazduje w koloniach, ale gniazda chowaw nadrzecznych zaroślach wierzbowych, w miejscach odludnychi niedostępnych. Pozostałe dwa gatunki czaplowatych to nasz bohaterbąk (Botaurus stellaris) i coraz rzadszy bączek (Ixobrychus minutus).
Zdjęcia: Shutterstock, Alamy/BE&W