Czym noszono wodę do chałupy?
Bieżąca woda to nowość. Kurki, rury i krany goszczą na polskiej wsi od bardzo niedawna, zaledwie od kilkudziesięciu lat. Wcześniej trzeba było solidnie się naspacerować i nanosić.
Ci, którym wysoki poziom wód gruntowych albo środki finansowe pozwalały wybudować studnię obok chałupy, należeli do wąskiego grona szczęściarzy. Większość chłopstwa musiała taszczyć wodę ze strumieni, jezior albo studni obsługującej całą wioskę. Służyły im do tego drewniane, ściśnięte metalowymi obręczami (a więc ciężkie same w sobie) wiadra, konwie i putnie. Zakładało się je na specjalne nosidła (pydy, kluki, jarzmo itd.) – wyprofilowaną belkę z łańcuchami zakończonymi hakami. Do noszenia zespołowego służył o wiele większy od wiader ceber. Dzięki drążkom przetkniętym przez jego uszy ciężarem mogły podzielić się dwie osoby, zarzucając go sobie na barki. A żeby tak nie latać cały czas, zapas wody przechowywano w izbie czy w sieni w beczkach lub cebrach nakrytych wieczkiem. Wystarczyło podnieść przykrywkę, rozbić lód, nabrać wody do czerpaka i sprawa załatwiona. Galop do strumienia z głowy. Cóż za wygoda!
Teksty: Weronika Kowalkowska
Zdjęcia: Bridgeman Art/Fotochannels, Iwona Kosicka, Foka/Forum, BE&W, Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju, Shutterstock