Za najpiękniejszym łanie idą sznurem jak panny za mundurem. Niestety, w czasie rykowisk jest nerwowy i skory do awantur.
Przekonałem się o tym nad Krutynią. Wkurzony byk ukradł mi koszyk z opieńkami!
Wiele osób myli jelenie z sarnami, a są i tacy, którzy uważają, że sarna jest żoną jelenia. A przecież to zupełnie inne gatunki!
Samiec (jeleń, byk) może ważyć nawet ponad 200 kg. Samica, czyli łania, około 100. Sarna to małe zwierzę. Kozioł, samiec sarny, waży najwyżej 25 kg. Samica (koza) – najwyżej 20.
Przydomek „szlachetny” nadano jeleniowi nie przypadkiem. Od zawsze był celem polowań, a jednocześnie wyzwaniem dla myśliwych. Dopaść jelenia oznaczało zdobyć zdrowe jedzenie. Na dziki mieszkańcy puszcz polowali niechętnie, bo po ich mięsie można się było pochorować. Nikt nie wiedział o włośnicy i potrzebie mikroskopowego badania świńskich tusz. Nikt jeszcze nie widział mikroskopu. Sarna to mały kąsek, a tury czy żubry były chronione na wypadek wojny i konieczności wyżywienia armii. Jelenia uznawano więc za zdobycz idealną.
Polowanie na jelenia było jednak nie lada sztuką. Jest to zwierzę o doskonałym słuchu i węchu, dobrym wzroku, a na dodatek bardzo płochliwe i niezwykle ostrożne. Obserwacja dzikiego byka jelenia to wyzwanie dla każdego obserwatora przyrody. A poszukiwanie zrzutów, czyli poroży spadających wiosną, to już niemal sport ekstremalny. Poroża jeleni zwane tykami nadal są wykorzystywane do produkcji guzików, ozdób myśliwskich, świeczników, żyrandoli, oprawiania sztućców itd. Można z nich zrobić wieszak, ale lepiej powiesić na ścianie i podziwiać, zwłaszcza gdy wiąże się z nimi jakaś przygoda.
reklama
Przygód z jeleniami miałem wiele, bo lubię wiosną błądzić po lasach w poszukiwaniu zrzuconych poroży, a jesienią zaszyć się w puszczy i posłuchać, jak ryczą byki. Pod koniec lata i na początku jesieni trwają gody, czyli rykowiska. W tym czasie jelenie rywalizują ze sobą o samice – łanie. Walczą, przepychając się i zderzając porożami. Najlepszy gromadzi wokół siebie stadko łań. Staje się nerwowy i skory do walki. Łatwo go wtedy podejść, a nawet sprowokować, by sam do nas podszedł. Nie jest to jednak zabawa bezpieczna.
Działo się to w Puszczy Piskiej. Poszedłem z wiklinowym koszykiem po opieńki. Nie na opieńki, tylko po nie. Wiedziałem, gdzie rosną, i chciałem zebrać trochę na sos, a trochę do zamrożenia na zimę. Są świetnym dodatkiem do pieczeni. Dolina Krutyni zapewnia dużą wilgotność w nadbrzeżnych lasach, stąd opieńkowe eldorado. Skubałem więc kapelusiki młodych opieniek, kosz mi się powoli napełniał, a że wyszedłem do lasu po obiedzie, to cichcem zbliżał się wieczór. Zrobiło się chłodno i postanowiłem wracać do kwatery. I wtedy odezwał się byk. Był na skraju lasu, a może na łące obok. Długi, głęboki, potężny ryk władcy. Pewnie mnie słyszał w lesie i nie wiedział kto zacz. Wypadało się przedstawić.
Złożyłem dłonie i zaryczałem z głębi gardła. Krótko i byle jak, ale przecież nie jestem bykiem. Władca ryknął i zamilkł. Odstawiłem koszyk grzybów na pień po ściętej sośnie, podniosłem solidną gałąź i uderzyłem nią kilka razy o krzaki. Byk ostrzegający innego przed atakiem zamiata porożem pień drzewa lub krzew. To właśnie chciałem udawać. A tu nic.
Cisza. Wyszedłem na pobliską piaszczystą drogę i powolutku ruszyłem w stronę łąki. Może w promieniach zachodzącego słońca zobaczę ryczącego byka nad rzeczką? Widziałem taką makatkę u babci. Wyszedłem na łąkę, doszedłem do kępy świerków, mojego tajnego miejsca na rydze, rozejrzałem się, ale dalej nic.
Ciągle cisza. Postanowiłem chwilkę poczekać i, zanim na dobre usiadłem, z lasu rozległ się potężny, szybki i nerwowy ryk, po nim drugi i trzeci, potem łomot łamanych gałęzi, a na koniec galop oddalającego się zwierzęcia. Pomyślałem, że wkurzony przeze mnie byk popędził jakiegoś młokosa. Czas wracać. Trzeba jeszcze iść po grzyby. Już z daleka zobaczyłem pieniek, na którym je zostawiłem, ale koszyka na nim nie było!
Ktoś mi gruchnął koszyk z grzybami?! Zdenerwowany i zdziwiony podszedłem do pieńka, a tu porozrzucane opieńki, zdeptane i obsikane przez byka. Ale gdzie koszyk?
Rzuciłem okiem w stronę, dokąd prowadziły wyraźnie odciśnięte tropy racic, i zobaczyłem mój koszyk na krzewie leszczyny. Połamany i zniszczony, ale przecież nie zostawię go w lesie. Podskoczyłem, złapałem i aż jęknąłem ze zdumienia. W koszyku tkwił odłamany kawał poroża jelenia. Ależ musiał być ten byk wkurzony! Ależ musiał walić koszykiem o drzewa! Szkoda, że tego nie widziałem. Kawałek poroża wziąłem ze sobą i osadziłem w nim ostrze noża. Mam teraz nóż z historią i chętnie zabieram go na wyprawy. Od tamtej pory nie zostawiam już kosza z grzybami, nie ryczę na jelenie i nie chodzę do lasu wieczorami podczas rykowiska. Te byki są naprawdę nieźle nakręcone!
Tekst: Andrzej G. Kruszewicz
Zdjęcia: Naturepl/BEW
Zdjęcia: Naturepl/BEW