Są jak królewna na ziarnku grochu, wszystko im przeszkadza. Raz mają za sucho, raz za mokro, to znów za ciemno. Ale i wrzosy można przechytrzyć, żeby rosły, aż miło.
Największa zagadka – to dlaczego kwitną tak późno, pod koniec lata, gdy się wydaje, że sezon już za nami, a ogrodnikowi pozostało tylko sprzątanie i przygotowania do zimy. Wtedy właśnie, w pięknych okolicznościach babiego lata, świat zaczynają ozdabiać i umilać zapachami kwiaty wrzosów.
Ale mają też kilka innych ciekawych zwyczajów. Lubią na przykład podpuszczać ogrodników. Ci napatrzą się na dzikie wrzosy gdzieś na nieużytkach i lichych piachach na skraju sosnowych lasów i zaraz pomyślą, że to takie ładne, odporne i bezobsługowe krzewinki. A może nawet przyjdzie im do głowy myśl, że nie zaszkodzi kupić kilka sadzonek i posadzić w ogródku, by co rok podziwiać za oknem prywatne kolorowe wrzosowisko-widowisko.
Ale później się okazuje, że wrzosowe dzikusy są chyba inną rasą niż szlachetne piękności z centrów ogrodniczych, a ich zdrowie ma się nijak do kondycji odmian ozdobnych, których w przyzwoitym sklepie z roślinami można kupić co najmniej kilka albo i kilkanaście. W tym samym sezonie jakoś się jeszcze trzymają, ale już po pierwszej zimie kolekcja wygląda nie tak, jakbyśmy sobie życzyli. Do kolejnego babiego lata wiele wrzosów po prostu nie dotrwa. Ich pędy nagle zaczynają brązowieć i zamierać. Wtedy przychodzi zniechęcenie, ale i, mam nadzieję, chwila refleksji nad tym, co zrobiliśmy nie tak. Bo przecież i w Polsce są ogrodnicy, którym sztuka uprawy tych roślin się udaje. Zatem – gdzie błąd?
Dzieci słońca
Może nie zastanowiliśmy się dobrze nad miejscem dla wrzosów? O tym, że powinny mieć kwaśną glebę, wszyscy czytali i być może nawet za pomocą kwasomierza sprawdzili odczyn w kilku miejscach. Analiza pokazała, że podłoże kwaśne, zatem pozornie wszystko w porządku. Ale zagadnienie trzeba drążyć dalej i odpowiedzieć na pytanie, czy jest tam wystarczająco dużo światła. Wrzosy to dzieci słońca! Do tego mają specyficzny apetyt na wodę pitną.
Pojąłem, o co im chodzi, pewnego roku, gdy kilka razy odwiedzałem moje ulubione dzikie wrzosowisko. Latem w czasie kwitnienia było tam tak sucho, że podczas spaceru trzeszczało pod butami. Za to wiosną, gdy tworzyły się młode pędy, a na nich pąki kwiatowe, podłoże było wprost nasączone deszczówką. Naturalna ściółka (składała się ona głównie z obumarłych wrzosowych pędów i igliwia) bardzo skrupulatnie ją magazynowała. Wrzosy mają słabe i płytko rozłożone korzenie, nie mogą więc sięgnąć wody zalegającej głęboko. Jeśli wiosną sucho, a my tej wody na czas im nie dostarczymy, wówczas bardzo prawdopodobne, że nie urosną i nie zakwitną. A nawet jeśli podlejemy, to i tak może się zdarzyć, że skutek będzie odwrotny do zamierzonego. To z kolei dlatego, że kranówka zawiera dużo wapnia, który gleby odkwasza.
Podlewając wężem, cofamy się do etapu grzechu pierworodnego, stwarzając nieodpowiedni odczyn podłoża. Na złą wodę są dwa sposoby: albo zaczniemy wykorzystywać pozbawioną wapnia deszczówkę, albo kranówkę – najpierw wlejmy ją do beczki, poczekajmy, aż wytrąci się osad, a po kilku dniach podlejmy wrzosy wodą odstałą, oczywiście bez zalegającej na dnie wapniowej esencji.
Grzyby mile widziane
Kolejna wrzosowa tajemnica dotyczy konszachtów z grzybami. Nie idzie tu o koźlarze czy borowiki – spotyka się je czasem w dzikich wrzosach, ale pojawiają się tam gościnnie. Ich rozwój jest możliwy dzięki korzeniom brzóz i sosen, które też przecież na wrzosowiskach rosną. Nasi tajemniczy bohaterowie mają swoje własne grzyby. Zupełnie inne, mikroskopowe. Gdyby ich korzenie obejrzeć w powiększeniu, zobaczylibyśmy dantejską scenę bitewną: grzybnię wrastającą do środka, którą korzenie wrzosów rozpuszczają i pożerają. I pomyśleć, że kilkanaście centymetrów wyżej widać sielankę: pachnące kwiaty w kolorze lila, z których pszczółki zbierają aromatyczny nektar. Najzabawniejsze jest jednak to, że od tysięcy lat ani rośliny, ani grzyby z tej specyficznej współpracy, zwanej endotroficzną mikoryzą, nie rezygnują.
Dla miłośnika wrzosowiska nauka z odkrycia tej tajemnicy taka: powinien zadbać o rozwój mikoryzy i przed sadzeniem dostarczyć korzeniom wrzosów odpowiedniej szczepionki w żelu. Można też pod korzenie podsypać trochę naturalnej ściółki z dzikiego wrzosowiska. Kilka garści przeniesionych do ogrodu dzikim wrzosom na pewno nie zaszkodzi.
Sadzić zawsze wiosną
Na koniec mam jeszcze jedną marketingową wrzosową tajemnicę. Otóż 99 procent ogrodników amatorów sadzi te rośliny wtedy, gdy kwitną, czyli w sierpniu i wrześniu. To stanowczo za późno, bo wówczas wrzosy są zajęte rozwijaniem kwiatów, nie korzeni, a bez nich roślinom trudno przetrwać mrozy i całe przedstawienie na wrzosowisku kończy się po pierwszym sezonie. Sadźmy więc wrzosy wiosną!
Są może wówczas mniej urodziwe niż w drugiej połowie roku, ale z całą pewnością lepiej to im służy. Dla poprawienia obrazu sytuacji tuż obok zawsze można umieścić kilka wrzośców krwistych, dla których marzec i kwiecień są naturalną porą kwitnienia. Na zimę całe wrzosowe poletko przykryjmy zimową agrowłókniną lub stroiszem, by się czuły jak pod warstwą naturalnego śniegu.
A jeśli czytając ten artykuł, odnieśli Państwo wrażenie, że sztuka prowadzenia pięknego wrzosowiska sprowadza się do naśladowania natury, to zapewniam, że ten wniosek jest jak najbardziej sensowny. W zabawie w ogrodnika o to właśnie chodzi!
***
Ma być na kwaśno
Są takie wrzosy, które kwitną zupełnie inaczej niż reszta. Zaczynają w sierpniu i wrześniu, lecz jesienią wcale nie kończą, zdobiąc ogród znacznie dłużej. To odmiany pączkowe, które kwiatów nie otwierają, ale za to piękny kolor zachowują od jesieni do wiosny następnego roku. Na początku nowego sezonu trzeba je przystrzyc, tak jak wszystkie inne wrzosy, ucinając pędy poniżej zeszłorocznych kwiatostanów.
Wrzosowisko nie musi być tylko ogrodem wrzosów i wrzośców. Często rosną na nim różne gatunki roślin zaliczanych do botanicznej rodziny wrzosowatych. Są w niej takie ogrodowe piękności, jak różaneczniki, azalie, pierisy i kalmie, a także rośliny prawie zupełnie nieznane (enkianty i dabecje). Wszystkie wrzosowate łączy jedno: upodobanie kwaśnego podłoża.
Krewniacy z owocami
Rośliny wrzosowate są znane przede wszystkim z tego, że mają piękne kwiaty. Wśród nich zdarzają się jednak wyjątki. Borówki brusznice, leśne jagody, łochynie i borówki amerykańskie to tacy krewni wrzosów, których kwiaty nie porażają urodą, ale za to owoce należą do wyjątkowo smacznych, zdrowych i pięknych. Są też wrzosowate o barwnych liściach, wśród których wyróżniają się przede wszystkim kiścienie (Leucothoe sp.) i niektóre odmiany pierisów japońskich.
Wielu botaników za najpiękniejszą polską roślinę uznaje azalię pontyjską (nazywaną też azalią żółtą). Jest rzeczywiście nie tylko urodziwa, ale i wyjątkowo pięknie pachnie. Problem w tym, że do końca nie jest pewne, czy w jedynym naturalnym stanowisku występowania, w okolicach Leżajska, znalazła się naturalnie, czy też jak wieść niesie, została posadzona na kurhanie tatarskim. Sama azalia niewiele sobie z tych sporów robi i każdego roku, w maju, ozdabia tysiące ogrodów w Polsce i na świecie.
Tekst: Witold Czuksanow
Zdjęcia: Anna Słomczyńska, Gap Photos/ Medium, Stockfood/Free, Mak Media Agency