Jeśli będziemy mieli szczęście, zobaczymy wyłaniający się z wody foczy nos i ciekawskie oczy lustrujące okolicę. I nie mówimy wcale o odległej Grenlandii, ale o bałtyckiej plaży.
Na ogół foki nie tęsknią za towarzystwem człowieka i wybierają na relaks miejsca odludne. Ale zdarzają się egzemplarze niestrachliwe. Na przykład Depka, wychowanica helskiego fokarium (jej mama Ewa nie miała pokarmu), upodobała sobie plaże gminy Rewal. Z zainteresowaniem obserwowała ludzi. Często pluskała się wśród kąpiących albo spała na brzegu obok tłumu wczasowiczów. Nie do wszystkich jednak docierało, że to dzikie zwierzę, nie salonowy pudelek – robili sobie z nią zdjęcia, nawet sadzali dzieci na foczym grzbiecie! Zniesmaczona takimi praktykami przestała odwiedzać plażę. Może przeniosła się w inny rejon Bałtyku? Pewności jednak nie ma, bo życie fok nie jest łatwe.
Przedszkole w fokarium
Na początku XX wieku w naszym morzu pływało ich ponad 100 tysięcy. Głównie foki szare (Halichoerus grypus), ale także pospolite (Phoca vitulina), które wcale pospolite nie są, oraz najrzadsze, obrączkowane (Pusa hispida). Ale polowania i zanieczyszczanie wody zrobiły swoje. Samice stawały się bezpłodne.
W latach 70. fok zostało cztery tysiące. Wtedy podniesiono alarm i kraje nadbałtyckie wprowadziły program ratunkowy. Cztery lata temu widziano nad Bałtykiem stadko dziewięciu fok. Rok później 12, a w tym roku już 41. Jest ich teraz w naszym morzu 25 tysięcy, ale to wciąż bardzo mało.
Za to w ogrodach zoologicznych rozmnażają się w najlepsze. U nas, w warszawskim zoo, urodziła się już prawie setka, rozesłaliśmy je do ogrodów całej Europy. Prowadzimy też europejską księgę rodową fok. W ubiegłym roku wspólnie z helskim fokarium i fundacją WWF (World Wide Fund for Nature) w Słowińskim Parku Narodowym wypuściliśmy na wolność trzy szczenięta (tak się je fachowo nazywa, zresztą do psiaków są troszeczkę podobne): Cypla, Cekina i Certę. Potem mogliśmy śledzić trasy ich wędrówek, bo miały satelitarne nadajniki. Niestety, po siedmiu miesiącach, kiedy dzieciaki zmieniły futra, nadajniki odpadły.
Śledziowe śniadanie
Focze gody odbywają się wczesną wiosną. Samiec nadzoruje harem pań – nawet dziesięć samic. Po hałaśliwych zalotach, podczas których samice nocą wyśpiewują niesamowite serenady, nadchodzi czas odpoczynku i grupowego żerowania. Ciąża trwa prawie rok. Szczenię pokryte jest gęstym, miękkim i białym futerkiem, zwanym lanugo. To z jego powodu masowo zabijano maluchy. Ale moda ta – na szczęście dla fok – przemija. Po około czterech tygodniach maleństwo zaczyna zmieniać futerko na nieprzemakalne i w takim kolorze, jak to rodziców. Do tego czasu szczenię błyskawicznie rośnie. Zresztą co ma innego do roboty? Leży ukryte wśród kamieni, śpi i je. Kiedy się rodzi, waży 6-8 kg, a gdy po raz pierwszy wskakuje do wody, dobija do 25 kg.
Odstawiona od piersi foczka nie ma łatwego życia. Matka wrzuca ją – dosłownie – na głęboką wodę i przestaje się dzieckiem interesować. Małe musi więc szybko nauczyć się polowania, jest zdane tylko na siebie. Nic więc dziwnego, że śmiertelność bywa duża i że zabiedzone trafiają czasem na nasze plaże. Ekipa z fokarium zabiera je, podkarmia i ponownie wypuszcza na wolność.
W ogrodzie zoologicznym uczymy foczki przestawiania się z mleka matki na śledzie i makrele. Nie jest to łatwe. Przenosimy malca do osobnego basenu i wrzucamy mu rozmrożone ryby. Niestety, nadlatują mewy i zabierają, co się da. Liczymy jednak na to, że foczka chociaż pozna wygląd ryb. Kolejny etap edukacji to przygotowanie przecieru ze śledzi. Oj, mocno pachnie taki frykas! Wstrzykujemy go wyrywającemu się malcowi do pyszczka. Po kilku zabiegach foczątko zaczyna papkę połykać, ale nie wiemy, czy robi to z apetytu, czy „na odczepnego”. Do niedawna podawaliśmy fokom całe rozmrożone dorsze.
Aż miło było patrzeć, jak jednym ruchem płetwy potrafią pozbawić rybę głowy i wypatroszyć. Wręcz obłędna precyzja ruchu, efektywność! Teraz jednak dorsze są za drogie.
Drzemka w głębinie
Kiedyś foki były wrogiem numer jeden rybaków. Wybierały im z sieci co smakowitsze kąski, a potem, kołysząc się na falach, bezczelnie – na widoku – objadały się zdobyczą. Z ich apetytem nie ma co walczyć, można za to zainwestować w nowoczesne sieci, tak skonstruowane, że rabusie nie dobiorą się do ryb.
Foki są rewelacyjnymi pływakami. Potrafią nurkować z gracją na głębokość kilkudziesięciu metrów i siedzieć pod wodą do 20 minut. Mało tego – nawet w głębokim zanurzeniu złapią i połkną rybę! Zupełnie nieźle też widzą, chociaż ten akurat zmysł ma w ich przypadku mniejsze znaczenie niż smak czy słuch. Ale nawet ślepe foki spokojnie złowią sobie obiad. Opanowały też umiejętność podwodnego spania – wynurzają się dla nabrania powietrza odruchowo, nie przerywając sobie drzemki.
O zwierzętach opowiada dr Andrzej G. Kruszewicz, lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego zoo.