Kupili dom na wsi, żeby odpocząć od pędzącego miasta. Ale i tu o wolnym czasie mogą tylko pomarzyć. Ciągle ratują jakieś starocie.
Chyba po raz pierwszy wróciłam z podróży tak obładowana zakupami, ale, co ciekawe, ani razu nie wybrałam się do sklepu. Jak to możliwe?
„Maria, muszę pobyć sama ze swoimi myślami, żadne Costa del Sol nie wchodzi w grę. Potrzebuję samotni. Kochana, ratuj. Znajdź mi jakieś miejsce” – błagałam w mailu hiszpańską przyjaciółkę. Długo nie musiałam czekać. Maria wysłała mnie do rodziców swojego kolegi.
Właściciele to ludzie, którym prowincja zawróciła w głowie. Wychowani w głośnym Madrycie, gdy raz pojechali odsapnąć do malutkiej wioski na Majorce, przepadli. A że właśnie szykowali się na emeryturę, jeszcze podczas tych samych wakacji sprzedali, co mieli w stolicy, i kupili dom. Ten zachwyt trochę jednak zamącił im w głowach, bo nowy nabytek był w stanie dość opłakanym. Dziś żartują, że wtedy zobaczyli, co to prawdziwy remont i ciężka fizyczna praca. Nie tknęli jedynie ścian nośnych, wszystko inne zburzyli. Wtedy też rozkochali się w tym, co stare, czyli dla nich najpiękniejsze.
Jeśli nie muszą, nie kupują nic nowego. Jako stali bywalcy targów zwożą – czasem bez opamiętania – zużyte meble i przedmioty. A potem godzinami wymyślają, jak je upiększyć albo przerobić. Zanim coś wyrzucą na śmietnik, pięć razy się zastanowią, jak to wykorzystać i ocalić. Tak było z miotłami, które zdobią wezgłowie łóżka, czy niepotrzebnymi krótkimi deskami – trafiły na front kuchennej szafki.
Ta miłość do rzeczy nadgryzionych zębem czasu podsunęła im pomysł na życie. Quim i Fer wynajmują dom na wakacje, a jeśli komuś akurat coś wpadnie w oko, może to od ręki kupić. Meble, dekoracje, a ostatnio nawet obrazy.
Oto cała tajemnica moich zakupów bez wychodzenia do sklepu.
Tekst i stylizacja: Daniela Cavestany
Tłumaczenie: Katarzyna Sadłowska
Zdjęcia: Jordi Canosa