Kto wynalazł pelerynę
Marzenia o wodoszczelności snuto od zarania dziejów, moknąc przy tym mimo licznych warstw odzienia.
Kiedy w XVI wieku Europejczycy dotarli do Ameryki Południowej, zzielenieli z zazdrości, widząc, jak lokalni Indianie wytwarzają prymitywne obuwie i nakrycia głowy powlekane kauczukiem. Od tamtej pory eksperymenty z wodoszczelnością ruszyły pełną parą.
Za „ojca” nieprzemakalnej peleryny uważa się chemika Karola Macintosha, który w 1823 roku wynalazł i opatentował skuteczną metodę łączenia materiału z gumą (rozpuszczoną w nafcie, a potem nanoszoną pędzlem). Na jego cześć na wyspach brytyjskich po dziś dzień na płaszcze przeciwdeszczowe mówi się „Makintosze” albo „Maki”.
Ów patent trzeba było jeszcze długo udoskonalać, bo uszyte z jego wynalazku peleryny były niemożebnie sztywne w chłody i kleiste w upały, a na dodatek nie przepuszczały NIC. Te drobne niedoróbki wyeliminowano już 20 lat później dzięki opracowaniu metody zwanej wulkanizacją. Potem wodoszczelnymi pelerynami zainteresowało się wojsko i to w armijnych laboratoriach wyprodukowano materiał nieprzepuszczający wody, a jednocześnie „oddychający” i jak najbardziej elastyczny.
Za takie sztormiaki, peleryny i płaszcze, jakie wiszą dziś w naszych szafach, średniowieczni pielgrzymi, ba! nawet sam Karol Mackintosh, daliby się ogolić na łyso i pomalować na różowo. A my, zamiast cieszyć się urokami nieprzemakalności i biegać po deszczu w odpowiedniej odzieży, chowamy się tchórzliwie, ledwie spadnie kilka kropel.
Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Stockfood/ Free, Fotochannels, Gap Photos/ Medium, BE&W, shutterstock.com