Są chlubą gospodarzy Kruklina. Biegały tu już francuskie ardeny, koniki polskie, gorącokrwiste i wielkopolskie.
Zakup upragnionego siedliska
Darek i Margareta Kuczyńscy mieszkali w Wielkopolsce – regionie o silnych tradycjach „koniarskich”. Tęsknili jednak za klimatem Mazur, dzikim krajobrazem, powietrzem i własną stajnią. Zaczęli szukać kawałka ziemi. Potem poznali Agnieszkę Retko-Ruszczak. I tak narodziła się przyjaźń, której owocem jest niezwykłe siedlisko. Trudno uwierzyć, że wszystko zaczęło się od... elfa wymalowanego na desce. Tak spodobał się Margarecie, że postanowiła koniecznie poznać jego autorkę. Gdy Darek kupił wreszcie upragnione siedlisko, od razu wiedział, że tylko Agnieszka pomoże mu stworzyć z ruiny dom, o jakim marzył.
Artystka nie przestraszyła się zadania. Wzięła kartkę, ołówek i zrobiła szkice. Jej wizję pracowicie rozrysowywał potem architekt. Budynek wyrósł na zrębach starego, nawiązującego stylistyką do mazurskich chałup podcieniowych. Jest to styl wiejski, jednak wysmakowany w każdym szczególe. Przytulny i nowoczesny. Gdy projekt był gotowy, Agnieszka zaczęła myśleć o wnętrzach.
Miały być wiejskie w całym tego słowa znaczeniu. Lekkie, a jednocześnie solidne. I jeszcze jedno – koniecznie musiały być... bajkowe. Póki co trwała budowa. Architekt, chcąc pomóc, zaproponował zamiast głazów na podmurówkę otoczaki ze… styropianu, bo „po co takie ciężary wozić”. Darek wspominając to, i dziś nie może ukryć rozbawienia. Podmurówka powstała oczywiście z prawdziwego kamienia, a nad całością czuwała projektantka. Nie obyło się bez przygód. – Czasem nie warto iść na skróty – radzą. – Nowy dom rósł na ponad stuletnich fundamentach.
Kraina elfów i Letnia łąka
Kiedy wiosną ruszyły roztopy, w piwnicy pojawiła się rwąca rzeka, bo, jak się okazało, nie było izolacji. Nurt był silny i leciwy strop w pewnym momencie się zawalił. Cóż było robić. Fundamenty odkopano, zrobiono drenaż, izolację i nowy strop. Teraz w piwnicach można by grzyby suszyć, ale co przeżyliśmy, to nasze... Z urządzaniem wnętrz takich problemów nie było. Ciemne stare drewno na tle białego, rzucanego tynku to pomysł Agnieszki.
Pokoje mają tu nazwy. Jest oczywiście „Kraina elfów” z duszkami na ścianie, jest „Letnia łąka”, w której namalowane przez Agnieszkę kwiaty zdają się pachnieć. Każde łóżko, każdy stół zrobione są ręcznie. Siedliska strzeże kapliczka. Powstawała wraz z domem, żeby gospodarzy nie opuszczała pomyślność. Siedzi w niej Chrystus Frasobliwy dobrotliwie zerkający na Kruklin, konie i bezkresne zielone pastwiska. Wypaliła go z gliny Agnieszka, ale wygląda, jakby stał tu od wieków.
Mazurskie siedlisko to dom letni i weekendowy. – Jedziemy tu ponad 500 kilometrów, ale lubimy te podróże – mówią zgodnie. – Tu powietrze pachnie inaczej. No i tylko tutaj, jadąc leśną drogą, można spotkać łosia. Za domem jest stary sad, do którego podchodzą sarny i żurawie. I nasze konie. Dobrze jest na Mazurach... Nie może być inaczej, skoro siedlisko leży z dala od innych zabudowań, otoczone lasem. Darek najbardziej lubi staw, w którym z zapałem łowi ryby. Bo czy może być lepsze zakończenie dnia na Mazurach niż własnoręcznie złapany lin, przyrządzony w śmietanie i podany na kolację? Nie może.
Tekst: Joanna Włodarska
Stylizacja: Joanna Włodarska
Fotografie: Rafał Lipski
www.mazurskiesiedliskokruklin.pl