Są drzewa wyższe, twardsze i starsze, ale to właśnie dąb sadził ojciec, gdy urodził mu się syn. Wierzył, że da dziecku zdrowie i siłę.
Trudno tego mocarza nie zauważyć w lesie albo na łące. Nie boi się wichur, które wywracają inne drzewa, bo korzeniami sięga bardzo głęboko w ziemię. Ma potężny, pełen sęków pień, spękaną, pobrużdżoną korę i ogromną, mocno rozgałęzioną koronę. Drewno zawiera tyle garbników – substancji, które niszczą bakterie, grzyby oraz wirusy – że nie musi bać się wody, bo nie gnije.
Hebanowe czary-mary
Nadskakiwali mu i poganie, i Kościół. W Grecji był drzewem Zeusa, w Rzymie – Jowisza, święty Ludwik urządzał pod nim sądy, znachorzy leczyli jego żołędziami i korą, czarownice zadawały uroki gałązkami. Słowianie palili pod nim święte ognie. Wierzyli, że jest poświęcony Perunowi, bogu błyskawic, bo tylko piorun może mu zaszkodzić. Dla bezpieczeństwa budowali dębowe drzwi do domów. Liście i żołędzie chciał mieć w herbie każdy rycerz. Symbolizowały długowieczność, sławę, sprawiedliwość, moc. Nawet zakonnice korzystały z jego mocy. Święta Hildegarda uważała, że dymu czart się boi, dlatego kopci dębowych używano do okadzania. Znosił to wszystko cierpliwie, jak na prawdziwego władcę lasu przystało. W zamian za pomoc dostawał w darze plastry miodu, owoce, mięso dla mieszkających wewnątrz bóstw.
Był wszystkim potrzebny – drewno na domy, łodzie, koła do wozów, beczki na miody i wino, do wędzenia szynek i kiełbas, kora na lecznicze mikstury, do garbowania i barwienia na różne odcienie brązu, liście do kiszenia ogórków, a galasy (narośle wywołane przez muszki) na atrament. Zaczęło się zatem wielkie karczowanie. Już w starożytności trzeba było go chronić i zakładać szkółki. Kazimierz Wielki za wycinanie młodej dębiny w cudzym lesie nakładał wysokie kary. Tylko rzeźbiarze rzadko biorą się za twarde kloce, bo można sobie na nich stępić dłuto, zwłaszcza gdy trafi się kawałek naprawdę stary, który przeleżał setki lat w bagnie lub torfowisku. Takie drewno nazywane jest polskim hebanem. Powstają z niego stylizowane na zabytkowe meble oraz szlachetne inkrustacje.
Tajemnica wielkiej świni
Wśród gęstych liści, które pojawiają się w maju i okrywają gałęzie do później jesieni, tętni życie zupełnie jak na jarmarku. W dziuplach bezpieczne domy urządzają sobie wiewiórki, popielice, nietoperze, sowy. Przy samej ziemi też sporo się dzieje. Owoce, czyli żołędzie, są przysmakiem dzików. Dlatego dęby sadzili przy swoich domach Gallowie i Rzymianie; karmione nimi świnie rosły jak na drożdżach. Na Półwyspie Iberyjskim wciąż zajadają się nimi czarne hiszpańskie prosiaki, a niektórzy pasterze do dziś zaganiają owce pod dęby, by nabierały sił i lepiej się mnożyły. Słusznie, drzewo wytwarza pozytywne bioprądy, dzięki którym szybciej regenerujemy się i my, i zwierzęta. Co roku jesienią szukamy w lesie tych królewskich drzew. Pod nimi wypatrujemy kapeluszy najbardziej pożądanych borowików szlachetnych. Żyją one bowiem ze sobą w wielkiej przyjaźni. Wymieniają się substancjami odżywczymi, dzięki czemu zyskują obie strony. Zjawisko to nazywa się mikoryzą.
Napoleon, Jagiełło i Bartek
W młodości rosną szybko, ale dopiero gdy stuknie im pięćdziesiątka, są wreszcie gotowe do wydawania nasion. Po setce, gdy mają od 20 do 30 metrów (rosnące w lesie są zwykle wyższe, a samotniki – niższe), zwalniają i zaczynają przybierać w pasie. Najgrubszy nasz okaz, Napoleon spod Zielonej Góry, żołędziem był około 1300 roku. Od tamtej pory urósł wzwyż 22 metry, a w pasie ma 1140 centymetrów. Do jego ogromnej komnaty może wejść kilkanaście osób. Najokazalsze dostają imiona. Jest więc Jagiełło w Puszczy Białowieskiej, Chrobry w Borach Dolnośląskich, Bolesław niedaleko Ustronia Morskiego, Bartek koło Samsonowa, Władek, Mieszko I, Lech, Czech i Rus. Wszystkie mają po 600-700 lat i są dębami szypułkowymi.
Tekst: Anna Ozdowska
Fotografie: Naturepl/ Be&W, Biosphoto/ East News, Stockfood/ Free, shutterstock.com
wykorzystano: „Drzewa przyjazne, drzewa lecznicze” Zbigniewa Ogrodnika, „Gawędy o drzewach” Marii Ziółkowskiej
Olbrzym przy domu
Jeśli masz dużą działkę, przynajmniej tysiącmetrową, możesz posadzić niedaleko domu dobrotliwego olbrzyma. W prezencie dla prawnuków, bo dopiero one będą go podziwiały w sile wieku. Szypułkowy wybarwia się na złoto, czerwony genialnie wygląda jesienią, gdy płoną mu liście, błotny z kolei kolorem przypomina lisią kitę, a burgundzki brązowieje. Są też odmiany zminiaturyzowane, dorastające do dwóch metrów. Szczepionkę mikoryzową możesz wcisnąć pod każdy. Kosztuje około 50 złotych, a już po roku będziesz mieć przy domu własne prawdziwki.
Dębowe przepisy
ODWAR Z KORY
Jedną-dwie łyżki stołowe zalej szklanką wody. Podgrzewaj pod przykryciem przez pół godziny. Płynem można robić okłady na zranienia, odmrożenia, płukać usta.
GALASY NA ANGINĘ
100 g galasów (około pół szklanki) zalej półlitrową flaszką spirytusu 70 procent, odstaw na dwa tygodnie w zamkniętym słoju. Płucz bolące gardło i usta – bierz dwie łyżeczki nastojki na szklankę letniej wody.
PŁUKANKA DO WŁOSÓW
Weź po łyżce stołowej kory dębowej, skrzypu i tataraku, zalej w garnuszku chłodną wodą i zagrzej, pilnując, by się nie zagotowała. Odstaw pod przykryciem do naciągnięcia, odcedź. Płucz letnim płynem włosy – będą zdrowe, mocne, nabiorą połysku.
ZAKWASZANIE ZIEMI
Dębowe liście zakwaszają glebę. Możesz z nich usypać jesienią kopczyki pod rododendronami, a także zrobić kompost specjalnie dla wrzosów.