Wesołe szaraczki, podobnie jak Countrowicze, wynoszą się z miast na prowincję. Szukają tego samego – zdrowego, czystego jedzenia i cichego domu w zielonej okolicy.
Potocznie mówi się o wróblu, że jest szary, niepozorny. Tymczasem szaro ubarwione są tylko samice i osobniki bardzo młode. Dorosły samiec to piękny ptak! Brakuje w jego upierzeniu barw jaskrawych i metalicznego połysku, ale bogactwo odcieni brązu i szarości może zadziwić niejednego malarza. Widać je jednak dopiero z bliska. Trzeba więc tego jegomościa poznać lepiej, by go właściwie ocenić i docenić. W większości europejskich języków wróbel ma przymiotnik „domowy” (na przykład angielskie house sparrow, niemieckie Haussperling, francuskie moineau domestique, rosyjskie domowyj worobiej). Naukowa nazwa tego ptaka (Passer domesticus) to także nic innego jak wróbel domowy. Bo rzeczywiście taki jest. Związany z człowiekiem, od kiedy zaczęliśmy budować domy, czyli od kiedy wiedziemy osiadły tryb życia i uprawiamy ziemię. Jest więc naszym sąsiadem od tysięcy lat. Może dlatego nam spowszedniał i zszarzał w naszych oczach.
Dorosły samiec to ptak jak się patrzy. Może ważyć ponad 30 g. Tyle co torebka soli cebulowej czy ziela angielskiego. Samice i młode wróbelki ważą o kilka gramów mniej i nawet „na oko” są od samca mniejsze. Opisanie ubarwienia pana wróbla to zadanie trudne. Każdy inaczej nazywa odcienie jego piórek. Lepiej więc przestudiować kilka zdjęć i zrobić to samemu. Młode samce zaraz po opuszczeniu gniazda wyglądają jak samice, ale można je od nich odróżnić po ciemnym, a nie białym podbródku. Gdy mają dwa miesiące, rozpoczynają pierwsze pierzenie i robią się wtedy podobne do dorosłych.
Jesienią wszystkie wróble wyglądają już tak samo. Wtedy młode odróżni tylko fachowiec. Jak? Trzeba im zajrzeć głęboko w oczy. W pierwszym roku życia mają kasztanowobrązowe tęczówki, które z wiekiem ciemnieją. Wróble są kosmopolitami. Razem z człowiekiem, osiedlając się w budowanych przez niego osadach, dotarły na cały świat. W XVIII i XIX wieku osadnicy zabierali je ze sobą w wiele miejsc jako towarzyszy życia. Spotkać je można w pustynnych oazach i za kręgiem polarnym, na wszystkich kontynentach, a nawet oceanicznych wyspach. Są wszędzie tam, gdzie ludzie.
Nowoczesne aglomeracje im jednak nie sprzyjają. Coraz mniej w nich miejsc na gniazda, coraz rzadziej można natknąć się na ptasią stołówkę, a jeśli jest, zwykle panoszą się w niej gołębie. Budynki ze szkła i aluminium nie mają szczelin, dachówek. Śmietniki są pozamykane, śmieci w workach. Nikt nie rozsypuje ziarna dla drobiu, nie rosną wokół jadalne rośliny, coraz mniej krzewów. Na dodatek na młode wróble polują nie tylko koty, ale i inne ptaki – sroki, wrony, sójki. Nic więc dziwnego, że wróble wynoszą się na prowincję. Wymarcie im na szczęście nie grozi. Mają dość przestrzeni wśród willi, na wsiach i przy stajniach, a tych z kolei przybywa. Wróble łączą się w pary na lata.
Wierność drugiej połówce nie jest jednak ich mocną stroną. Skoki na boki to norma. Para trzyma się jednak razem, gdyż jej życiowym celem jest wypuszczenie w świat jak największej liczby potomstwa. Domki urządzają w szczelinach budynków, chętnie pod dachówkami lub w odpowiednich budkach (średnica wejścia musi mieć co najmniej 35 mm, a budka wisieć przynajmniej 3,5 metra nad ziemią). Chętnie osiedlają się w gniazdach bocianów i w opuszczonych siedzibach oknówek. W zakamarku budują ze słomy, traw, perzu i sznurka lub papieru nieuporządkowaną kulę z bocznym wejściem. Wyściełają ją piórkami.
Ruch w gniazdach trwa od kwietnia do sierpnia. W pierwszym lęgu rodzice mają zwykle pięć albo sześć jaj. W następnych (co roku są dwa lub trzy) zdecydowanie mniej. Wysiadywanie rozpoczyna się od dnia złożenia ostatniego lub przedostatniego jaja. Zajmuje się tym głównie wróblowa i przez dwa tygodnie wychodzi z gniazda tylko za potrzebą i na przekąskę. Jedzenie donosi ojciec rodziny. Pisklęta siedzą w gnieździe około 17 dni. Na początku karmi je tylko matka, później przyłącza się samiec. Znoszą tłuste dżdżownice i larwy owadów. Dwa tygodnie po opuszczeniu gniazda wróbliki są już samodzielne. Pod koniec tego okresu jedzenie donosi im już tylko tata; mama znów siedzi na jajach.
Młode ćwirki łączą się w gwarne stada, które wśród pól i krzewów wspólnie nocują i żerują. Pod koniec lata dołączają do nich starsi. Niechętnie odlatują daleko od miejsca, w którym przyszły na świat. Przez całe życie są związane ze swoją małą ojczyzną. Dlatego warto pomóc im osiedlić się w sąsiedztwie – zakładać budki, sadzić krzewy, nie pryskać chemią ogrodów. Jeżeli mieszkacie na wsi, to obok wróbli domowych możecie podglądać także mazurki (Passer montanus), ich mniejszych kuzynów. Niewprawne oko może mylić te gatunki, ale warto zapamiętać jedną cechę: u mazurka widać na jasnym policzku ciemną plamkę. Wróbel takiej nie ma!
Tekst: dr Andrzej G. Kruszewicz, lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego zoo.
Fotografie: East News, Bulls, Biosphoto/Mak Media Agency