Oto dom bez tajemnic. Jego właściciele pozwalają gościom zajrzeć w każdy kąt. Mogą posiedzieć w fotelu, zaparzyć sobie herbatę, pomyszkować w spiżarni.
Wygląda to mniej więcej tak: raz w miesiącu Mark i Hilde Mertens, właściciele domu w Puurs (niewielkie miasteczko w pobliżu Antwerpii), a zawodowo architekci, urządzają „dni otwartych drzwi”. Kilkoro zupełnie obcych ludzi przechadza się wtedy po ich pokojach, rozsiada przy stole, na kanapie, ogląda bibeloty i obrazy, zagląda do piwnicy i sauny. W tym przypadku ciekawość jest jak najbardziej wskazana.
– Oto nasz sposób na klientów – śmieje się Mark. – Dowiadujemy się, co się im podoba, a co nie. Poznajemy ich, a oni nas – nasz styl życia, nasze pomysły. I, co najważniejsze, nie tylko na papierze, ale na żywo. Wszystkiego mogą dotknąć i wypróbować, łatwiej nam się potem współpracuje – dodaje.
Na pomysł domu otwartego Mark i Hilde wpadli, gdy w spadku po babci dostali kilkuhektarową działkę w malowniczym miejscu, słynącym z dobrego piwa i szparagów. Doszli do wniosku, że najlepszą wizytówką dla ich pracowni będzie własny dom. Już od wejścia widać, co lubią: drewno i kamień (z tych materiałów go zbudowali), przestrzeń (żadnych klitek, jedno pomieszczenie płynnie przechodzi w drugie), światło (wszędzie wielkie francuskie okna).
O swoim stylu mówią „życie po flamandzku”. Wnętrza w naturalnych, nieco zgaszonych kolorach, solidne i praktyczne meble zrobione z surowego drewna. Tu i ówdzie akcent nadaje stylowy antyk. Do tego dodatki: tkaniny – jednobarwne lub o prostych, rustykalnych wzorach – i ogromne obrazy. Niektóre meble wymyślili podglądając stare wiejskie sprzęty: stół w jadalni zrobili z litych sękatych desek opartych na koziołkach, podobnie jak kawowy jamnik, tyle tylko, że ten ma blat z kamienia. Ręcznie dłubana dzieża świetnie sprawdza się jako gazetownik w salonie, a stara wiejska ława – jako stylowa konsola.
Pomysł na kominki także podpatrzyli w wiejskich posiadłościach. Dzięki otwartym paleniskom można nie tylko ogrzać sobie dłonie, ale i upiec co nieco na ruszcie. – Z jednymi gośćmi tak przypadliśmy sobie do gustu, że dzień otwarty przeciągnął się do nocy – śmieje się Hilde. – Postanowili wyskoczyć na zakupy i w naszym własnym domu urządzili nam genialną kolację. Siedzieliśmy przy kominku na werandzie, piekliśmy barana i rysowaliśmy ich przyszły dom. Oczywiście z identycznym piecem i otwartym paleniskiem jak nasze. Tylko basen i sauna nie są typowe dla surowego flamandzkiego stylu. – Ale dom ma być przede wszystkim wygodny – tłumaczą Mark i Hilde. Dzięki ich pomysłowi okolice Puurs słyną już nie tylko z wybornego piwa Duvel i szparagów, ale także z dni otwartych.
Tekst: Cote Maison/East News
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Patrick van Robaeys/Cote Maison/East News