Poziomki, jagody, jeżyny prosto z krzaczka – niezłe smakołyki, prawda? Zerwane własnoręcznie lub kupione od przydrożnych zbieraczy. Problem w tym, że nie powinniśmy ich jeść!
Gdy kilka lat temu w Wojskowym Instytucie Higieny przebadano kilkadziesiąt słoików jagód kupionych u kobiet sprzedających leśne owoce przy drodze, w co drugim były jaja bąblowca. Lekarze alarmują, że wystarczy jedna uczta, żeby złapać tego pasożyta. Co to takiego? Niebezpieczny tasiemiec, który atakuje głównie wątrobę (ale nie tylko, może zagnieździć się także w kościach, nerkach, mózgu czy płucach, bo jego larwy przedostają się z jelit do krwi). Zarażamy się, jedząc nieumyte leśne owoce lub grzyby, obsiusiane przez chore lisy czy wilki, a także dzikie psy lub koty.
Choroba jest podstępna, przez wiele lat nie wiemy, że ją mamy. Bąblowiec rośnie, uszkadzając narządy, a daje o sobie znać po 10-15 latach, dopiero wtedy, gdy jest już całkiem spory. Powoduje śmiertelnie groźne torbiele, które trzeba usuwać operacyjnie. A więc jeśli zbieracie w lesie owoce, koniecznie je myjcie przed jedzeniem. A jeszcze lepiej, róbcie z nich przetwory, bo jaja bąblowca giną, podobnie jak salmonella, w 70°C.
Uwaga! Bezpieczeństwa nie daje nawet plantacja jagód na własnej działce. Trzeba ją dobrze ogrodzić, żeby nie buszowały wśród krzaczków leśne zwierzaki. Inaczej lepiej nie podskubywać owoców prosto z krzaka.
Teksty: Magdalena Czyż, Joanna Halena