Puchate klomby i oszałamiający zapach. Ale to nie Prowansja. Jesteśmy na holenderskiej farmie. Kupimy tu sto odmian lawendy i skosztujemy kwiatowych naleśników.
Na rośliny ozdobne zawsze patrzyłem podejrzliwie. Cóż z tego, że dobrze wyglądają. Powinny jeszcze pachnieć i dać się zjeść – mówi Roger Bastin. Wystarczy spojrzeć na jego ozdobione nasturcjami czy bratkami sałatki – można by je sprzedawać jak bukiety w kwiaciarniach!
Zanim Roger razem z żoną Lindą założył swój prowansalski zakątek przy granicy niemiecko-holenderskiej, uprawiał organiczne warzywa. 20 lat temu prawie każdy jego dzień zaczynał się tak samo. O piątej rano pakował do małego czerwonego renaulta skrzynki z pomidorami, groszkiem cukrowym, cukiniami, ziołami i jechał do hurtowni delikatesów. Szybko zawładnął podniebieniami okolicznych mieszkańców. Sukces odtrąbiono, kiedy do grona stałych klientów dołączył Claude Pohlig, słynny belgijski szef kuchni. Roger zbierał oklaski, pilnie uprawiał swą pietruszkę i koperek, ale ciągle było mu mało. Jego rozwinięte niczym u francuskich perfumiarzy z okolic Grasse powonienie potrzebowało nowych aromatów. Na grządkach wyrosły więc wkrótce tymianek i lawenda, a za nimi stopniowo coraz więcej sadzonek charakterystycznych dla okolic Morza Śródziemnego.
Pewnego razu małżonkowie ruszyli w długą ziołową podróż po Europie. Przeprawili się też na Wyspy Brytyjskie do Simona Charleswortha, jednego z największych plantatorów lawendy. Tam, poza kurtuazyjną i niezbędną wymianą uwag o pogodzie, wymienili się również pachnącymi krzaczkami. Po tym, jak zobaczyli u niego aż 300 odmian, nie byli już tymi samymi ogrodnikami. Dorobili się około setki odmian lawendy, głównie tych odpornych na chłody. Fioletowe, białe, różowe i niebieskie kolory kwiatów tworzą spektakularne poduchy. Pomiędzy nimi można zobaczyć inne piękności: kolczaste mikołajki i akanty, żółte wilczomlecze czy puchate źdźbła traw, na przykład ostnicy bródkowej. – Kształty liści i faktura płatków są dla mnie ważniejsze niż sam kolor kwiatów – podkreśla Roger. To one sprawiają, że ogród jest taki mięsisty i zmysłowy.
Farma Bastinów w Aalbeek to dziś prężnie działający biznes nie tylko na miejscu, ale i w internecie (sklep on line: bastin.nl/webwinkel). Bestsellerami są oczywiście lawenda i lawendyna (bardziej popularna kuzynka). Można tu kupić i sadzonki, i suszone kwiaty. Poza nimi także róże, rośliny miododajne, przyciągające pszczoły, trawy ozdobne oraz kwiaty jadalne.
Największe święto to lawendowe żniwa w lipcu. Bastinowie organizują wtedy wielkie przyjęcie pod chmurką, zjeżdżają się zaprzyjaźnieni ogrodnicy i rzemieślnicy, a zawsze obecny Claude Pohlig smaży naleśniki z kwiatami lawendy. Roger ze swoich rabatek garściami zrywa liliowce, fenkuły, pysznogłówki i fiołki. Potem aromatycznym potpourri ozdabia sałatki, które robi oczywiście z własnych warzyw.
Kwiaty zbiera wtedy, gdy są dojrzałe. Skąd to wie? – Trzeba iść tropem pszczół. One bezbłędnie czują, kiedy najmocniej pachną. A wtedy właśnie najsmaczniejsze są także dla nas.
Tekst: Michael Breckwoldt
Opracowanie: Beata Majchrowska
Zdjęcia: Sabrina Rothe, shutterstock
Zobacz farmę na: www.bastin.pl