Najpierw kamery i czujki wyśledzą wszystko i każdego. Potem pilotem załatwimy resztę – zaalarmujemy sąsiadów, ochronę, opuścimy rolety, zablokujemy drzwi.
Szaleniec – pomyślałem o znajomym, gdy dwa lata temu kupował do swojego domu pod Wrocławiem najnowocześniejsze mikrokamery z czujnikami ruchu i alarmem oraz specjalne urządzenia sterujące m.in. włączaniem i wyłączaniem światła, podnoszeniem rolet, podlewaniem trawników, a nawet karmieniem kota. Ja mam w domu tylko alarm, który zamontowałem 10 lat temu, ale ponieważ czujniki reagowały na biegające po domu psy, urządzenia ponakrywałem starymi czapkami.
Mieszkam nad Zalewem Zegrzyńskim i nigdy nie czułem się zagrożony. Jednak gdy miesiąc temu złodzieje okradli moich sąsiadów metodą „na śpiocha” (wpuszczając do domu gaz usypiający) i wynieśli niemal wszystko, postanowiłem zorientować się, o co chodzi z elektronicznymi bodyguardami.
Co robi twój ogrodnik?
Oferta przyprawiła mnie o zawrót głowy. Okazało się, że alarm włączający się, gdy czujniki wykryją ruch w domu lub na zewnątrz, to absolutne minimum. Żeby czuć się bezpiecznie, powinniśmy mieć czujniki reagujące na otwarcie i zamykanie okien, wiercenie w ścianach, brzęk tłuczonego szkła, obecność gazu usypiającego, tlenku węgla czy dymu.
Ułożenie czujek trzeba dobrze przemyśleć. Nie wolno ich montować w pomieszczeniach o dużych wahaniach temperatur (np. nad kaloryferem czy koło wywiewu wentylacji). Jeśli w domu są małe zwierzęta lub pojawia się dużo owadów, warto zastosować inteligentny system ignorujący małe obiekty. Podobnie na tarasach często odwiedzanych przez zwierzęta.
Podstawowy system składający się z kilku czujników kosztuje od 3 tys. zł. Niedrogo, ale przyznam, że widmo alarmu włączającego się za każdym razem, gdy stłukę szklankę, zapalę papierosa albo będę chciał powiesić obrazek na ścianie, nie bardzo mi się podobał.
Co innego kamerki, które w każdej chwili pozwalają właścicielowi zajrzeć do domu. Wystarczy tylko w telefonie lub laptopie uruchomić odpowiednią aplikację, np. z napisem „kuchnia” lub „salon”, i oglądamy. Nawet jeżeli jesteśmy na urlopie na drugim końcu świata – potrzebny jest jedynie dostęp do internetu.
– Kamer można zainstalować, ile się chce, ale na pewno powinny znaleźć się przy bramie na zewnątrz, w holach i przedpokojach, kuchni i kotłowni – przekonuje Paweł Mrozek z firmy Cleverhome. – Dzięki temu widzimy, kto podjeżdża pod dom i wchodzi na posesję. A kamery w pomieszczeniach, gdzie są instalacje grzewcze, umożliwiają szybkie wykrycie awarii.
Koszt jednego podglądacza waha się od 300 do 900 zł. Pan Paweł szybko wylicza, że gdybym chciał zamontować w swoim domu osiem kamer z urządzeniem rejestrującym, musiałbym zapłacić około 4-5 tys. zł.
Do takich kamer można jeszcze dodać system zdalnego sterowania nieruchomością. Jest bardzo przydatny, gdy wyjeżdżamy na urlop albo wracamy jesienią do miasta i dom stoi pusty. Dzięki specjalnym urządzeniom, takim jak np. system Fibaro czy Zhouse, możemy zaprogramować podnoszenie i opuszczanie rolet w oknach, zapalanie i gaszenie świateł, podlewanie trawnika czy włączanie radia i telewizora. Dzięki temu obserwatorom z zewnątrz wydaje się, że w domu ktoś jest. Co więcej, jeżeli podczas naszej nieobecności przyjedzie kurier z przesyłką, to możemy rozbroić część alarmu i poprosić go o pozostawienie paczki np. w garażu. Bez problemu wpuścimy na po-sesję ogrodników i zobaczymy, jak pracują.
Atrapa ze światełkiem
Nowoczesne urządzenia alarmowe coraz łat-wiej zamontować i zaprogramować. Nie trzeba mieć na nie żadnych koncesji i pozwoleń, a przy niektórych nie musimy wcale kuć ścian i kłaść przewodów. Wystarczy kupić centralkę niewiele większą niż książka, a małe urządzenia do sterowania montuje się w wyłącznikach światła, telewizora czy rolet.
Jeżeli chcemy podpisać umowę na monitoring domu czy mieszkania z firmą ochroniarską, warto zapytać o zamontowanie przez nią własnego systemu alarmowego. Zazwyczaj robią to po kosztach albo wręcz dokładają (kasują za to miesięczny abonament za usługi).
Rynkowym przebojem stają się atrapy kamer, które do złudzenia przypominają prawdziwe urządzenia (kosztują 20-100 zł). Niektóre nawet migają światełkiem albo ustawiają się w kierunku, gdzie coś się porusza. – Już sam ten widok działa na złodzieja zniechęcająco. Im jest ich więcej, tym lepiej – tłumaczy Paweł Mrozek. Dlatego niektóre firmy dają promocje: do każdej zamawianej kamery atrapa gratis. Nie przypuszczałem, że walka ze złodziejami to tak emocjonująca zabawa. Chyba zostanę fanem uzbrajania domu.
***
Na wypadek pożaru
1. Gdy czujka wykryje dym, natychmiast wysyła sygnał do firmy ochroniarskiej.
2. Teraz uruchomią się wszystkie procedury awaryjne: włącza się alarm, oświetlenie w całym domu przechodzi w tryb migania, by zagrożenie było jak najbardziej widoczne dla odpowiednich służb i sąsiadów.
3. W całym budynku otwierają się okna dachowe, rolety, garaż i zamki w drzwiach.
4. Dopływ gazu zostaje zablokowany, a wentylacja uruchomiona na 100% mocy.
5. Termostaty i regulatory natychmiast odłączają klimatyzację, zapobiegając rozprzestrzenianiu się dymu.
6. Ostrzeżenia i instrukcje ewakuacyjne odtwarzane są we wszystkich urządzeniach audio-wideo.
7. Specjalnie skonfigurowane oświetlenie kieruje domowników na drogę ucieczki i prowadzi do wyjścia.
Tekst: Mirosław Wesołowski, atelier wnętrz i architektury
Zdjęcia: East News, Shutterstock, 123 Rf/Picsel