Znajomi, świeżo przesiedleni na wieś, znaleźli młodego bociana – tak nieszczęśliwie uczył się latać, że wpadł na druty wysokiego napięcia i złamał nogę.
Akcja ratunkowa trwała cały dzień. Obdzwanianie wszystkich weterynarzy w okolicy nic nie dało, żaden nie chciał się podjąć opieki nad rannym. – Co innego koń czy krowa, tu mamy doświadczenie – tłumaczyli się – ale z dzikim ptakiem nie. Nie wiedzieli, że w całej Polsce działa już 55 azyli i innych ośrodków, które pomagają dzikim ptakom. Zanim jednak rozpoczniecie akcję ratunkową, zastanówcie się, czy jest konieczna. Jeżeli ptakowi nic nie dolega, a my tylko podejrzewamy, że potrzebuje pomocy, lepiej zadzwonić do fachowca po radę.
Teraz lekarze mają problem z podlotami, czyli dużymi pisklakami, które odchodzą od gniazd. Ludzie myślą, że są porzucone przez rodziców i niepotrzebnie je zabierają. – Zasada jest taka, że nie dotykamy ptaków, jeśli nie widzimy krwi czy złamań – mówi weterynarz, dr Ewa Rumińska z Ośrodka Rehabilitacji Ptaków Dzikich w Bukwałdzie pod Olsztynem. Bociany zwykle odlatują pod koniec sierpnia, ale jeśli widzimy je we wrześniu, nie znaczy to od razu, że coś im dolega i zostały na zimę. – Gdy chodzą po polach jeszcze w październiku, rzeczywiście marna szansa, że odlecą – mówi dr Ewa Rumińska. – Wtedy można je rozsądnie dokarmiać, bo nie znajdą małych gryzoni czy płazów, którymi się zazwyczaj żywią. Zamiast nich zjedzą surowe mięso kur, indyków albo wołowe, oczywiście niedoprawione.
Łapać ptaka czy nie? Sprawny, zdrowy bociek złapać się nie da. – Co innego osłabiony albo chory. Odradzam jednak leczenie na własną rękę, żeby nie zrobić niedźwiedziej przysługi. Trzeba jak najszybciej wezwać lekarzy z ośrodka rehabilitacji – dodaje dr Rumińska – bo dzięki nim dzikie stworzenie ma szansę powrotu do natury.
Listę ośrodków pomocy znajdziecie na stronie: www.gdos.gov.pl
Tekst: Monika Grzybowska
Zdjęcia: Stockfood/Free, Naturepl/Be&W, Biosphoto/ East News, shutterstock.com