Dzik jest dziki, dzik jest zły… Ma ostre kły – to fakt. Czasem upija się jak prawdziwa świnia, potrafi też zagnać człowieka na drzewo. Ale czy wierszyk dla dzieci mówi prawdę?
Do niedawna był to płochliwy i skryty mieszkaniec lasów. Teraz nabiera śmiałości, czasem wręcz szuka naszego towarzystwa. Rok temu głośna była historia lochy, która, potrącona przez samochód i umierająca, resztkami sił doprowadziła dzieci do człowieka, by przejął opiekę nad sierotami. W gazetach czytamy o dzikach, które „wmeldowały się” do miast, ryją trawniki, podchodzą coraz bliżej do naszych domów. Dlaczego?
To proste. Dzik, zwierzę niegłupie, zrozumiał, że tu żyje się wygodniej. Nie ma drapieżników, są natomiast śmietniki, a te oznaczają jedzenie. Mamy więc nowych sąsiadów. Często, rozczulając się nad ich losem, dokarmiamy dziki, zachęcając je do pozostania z nami. Niepotrzebnie. To dla nich niebezpieczne.
Żaden mieszkaniec lasu, nawet najbardziej inteligentny, nie pojmie zasad ruchu drogowego, nie zrozumie, że czerwone światło oznacza: stop – dlatego zwierzaki giną na ulicach. A nasze ogrody, parki i trawniki – bezlitośnie ryte w poszukiwaniu pożywienia – tracą urodę. Lepiej więc, by dzik został w lesie.
Od pasiaka do odyńca
Nasi przodkowie bardzo te zwierzęta szanowali. No, może słowo „szanowali” nie do końca jest właściwe – polowali na nie dla mięsa i skór, ozdabiali się ich kłami, czyli tzw. orężem, i umieszczali wizerunki dziczej głowy jako symbole waleczności, siły i odwagi. Stąd wiele herbów z motywem dzika zarówno w rodach szlacheckich, jak i w symbolach miast, gmin czy zamków.
Nic dziwnego, że rozwinęła się swoista „dzicza” gwara, pielęgnowana przez myśliwych. Zgodnie z tradycją ryj dzika to gwizd, tarcza ryja to tabakiera, zęby to szable i fajki, które razem tworzą oręż. Dalej: nogi – biegi, uszy – słuchy, oczy – świece, a racice – rapety. O samicy dzika mówi się locha lub samura, o dorosłym samcu – odyniec, o młodym – wycinek. Młode dziczki nazywa się pasiakami, a nieco starsze – przelatkami. Przypadający na grudzień i styczeń okres godowy dzików to huczka. Biada myśliwemu, który mylnie użyje gwarowego określenia.
Żadne konsekwencje nie grożą jednak obserwatorowi przyrody, który dziki podgląda. Trzeba jednak pamiętać, że skradanie się do nich nocą jest niebezpieczne, na dodatek można zostać posądzonym o kłusownictwo. Lepiej więc obserwować te, które żyją w naszym sąsiedztwie.
Ruchome przedszkole
Po huczce i trwającej mniej więcej cztery miesiące ciąży na świat przychodzą pasiaste prosiaczki. Samica w najbardziej niedostępnym miejscu lasu przygotowuje sobie barłóg, czyli legowisko, i obficie wyściela je sianem. Tam rodzi swe pociechy. Zwykle kilka, ale bywa, że nawet ponad dziesięć. Większe grupki prosiąt wodzi parę zaprzyjaźnionych ze sobą samic. Zakładają ruchome przedszkola – wędrują z maluszkami w poszukiwaniu pokarmu. Są wtedy bardzo niebezpieczne. Dlatego w rejonach, gdzie lochy wodzą dzieci, wyprowadzajmy psy zawsze na smyczy. Jest bowiem pewne, że pies, który zbliży się do prosiąt, zostanie zaatakowany przez lochę. Jeśli ujdzie z tego cały, w panice ucieknie do nas. A rozjuszonej lochy obecność człowieka raczej nie zatrzyma. Wtedy trzeba uciekać. Najlepiej na drzewo. Tu nie ma żartów.
Jeżeli już mamy dziki za sąsiadów, nie pozostaje nic innego, jak ogrodzić teren elektrycznym pastuchem. To naprawdę działa. Pamiętajmy też, że myśliwi i leśnicy wiedzą, jak dziki wypłoszyć z upraw i jak je przywabić. Warto więc w razie kłopotów poprosić leśnika o pomoc.
Co im smakuje? Są mało wybredne. Zjadają pożywne części roślin, bezkręgowce, ptasie jaja, myszy, a nawet padlinę większych zwierząt. Nie gardzą śniętymi rybami, a znane są przypadki, że splądrowały rybackie sieci, do których wypłynęły na jezioro czy nawet w morze. Uwielbiają bulwy ziemniaków, młody owies i kukurydzę, żołędzie i bukowe orzeszki.
Ale świnka!
W upały kąpią się w błocie i noszą na sobie zaschnięty błotny pancerz. Gdy dokuczają im komary i kleszcze, rozgryzają pień sosny i wcierają w skórę wyciekającą zeń żywicę. Zjadają opadłe z drzew i sfermentowane jabłka lub gruszki. Bywa, że upijają się przy tym jak… świnie. Historię taką znajdziemy w Starym Testamencie, gdzie opisano dzika, który zniszczył bożą winnicę. Być może dlatego w judaizmie dzik to symbol wrogów Izraelitów, a w chrześcijaństwie jest kojarzony z diabłem.
W mitologii greckiej był znakiem nie tylko waleczności, ale także uczciwości, a zgodnie z pewną polską legendą dzik przyczynił się do powstania Kielc (powstały tam, gdzie książę Mieszko próbował dopaść odyńca). Na jednym z placów jest nawet pomnik dzika, któremu nadano sympatyczne imię Kiełek.
Najpopularniejszy szlachecki herb z wizerunkiem dzika to tak zwana świnka. Szczycili się tym symbolem m.in. arcybiskup gnieźnieński, przynajmniej trzech kasztelanów, metropolita lwowski Konstanty Józef Zieliński i Strażnik Wielki Koronny Franciszek Czacki. Herb ten pocho- dzi z czasów Cesarstwa Rzymskiego i walk na arenach. Podobno sarmacka amazonka skazana na walkę z dzikiem, obezwładniając go, oderwała mu szczękę, za co została nagrodzona wolnością i herbem.
Wizerunek dzika można znaleźć też w herbie Świdnicy i Łęcznej, gmin Kiernozi i Kruszyny oraz zamku Izbicko. W Łęcznej krąży legenda, że oswojony dzik głośnym kwiczeniem uratował kiedyś miasto przed pożarem. Ten nie był więc wcale taki zły jak u Brzechwy.
Zdjęcia: Cezary Korkosz, Biosphoto/East News, Alamy/BE&W, Naturepl/Be&W
O zwierzętach opowiada dr Andrzej G. Kruszewicz - lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego ZOO