Zwierzęta najlepiej czują się we własnym domu.
Unikam więc wożenia moich podopiecznych samochodem (tak jak i innymi środkami lokomocji). A to z kilku powodów. Najważniejszy: wypadki. Co stanie się z moim psem lub kotem, gdy stracę przytomność? Mnie lekarze pomocy udzielą, to jasne, ale polskie prawo nie przewiduje ratowania zwierząt. Pozostaje tylko liczyć na życzliwość policji lub przypadkowych przechodniów.
Drugim powodem unikania psio-kocich wojaży jest liczba moich czworonożnych braci. Aby zabrać wszystkich, musiałabym mieć autobus. Nie stać mnie na to, a poza tym chcę jak najmniej je stresować. Dla zwierzaków podróż to nieprzyjemne przeżycie. Nie są jej nauczone, bo wożę je rzadko, jedynie do gabinetu, gdy muszę wykonać jakiś zabieg. Jadę wtedy z duszą na ramieniu i przestrzegam wszelkich drogowych przepisów. Zanim nie wprowadzimy w Polsce „zwierzęcego kodeksu podróży”, zachęcam wszystkich, aby zostawiali przyjaciół w domu pod opieką babci albo cioci.
Oczywiście są psy od szczeniaka przyuczone do wojaży. Jeżdżą z opiekunem do pracy, do znajomych i na wakacje. Dla nich samochód to drugi dom. Nie ma mowy o stresie, tylko o pozytywnych emocjach. Każdy, kto ma taki styl życia, powinien oswoić psa z samochodem. I to zanim wybierze się w dalszą podróż. Najpierw kilka wizyt w kabinie auta. Bez zapalania silnika, ale ze smakołykiem w garści. Potem kilka przy włączonym silniku. Pierwsze przejażdżki niech będą codzienne i tylko pięciominutowe. Jeśli pies nie wykazuje niepokoju, można spróbować dalszej wycieczki. Nie wolno zapomnieć o specjalnej uprzęży, pełniącej funkcję pasów bezpieczeństwa. Jeśli wyprawa potrwa kilka godzin, musimy zabrać wodę dla psa i robić postoje „toaletowe”. Nie radzę karmić zwierząt przed podróżą. Jednak gdy ma to trwać kilkanaście godzin, musimy wziąć prowiant. I najważniejsza zasada: na postojach nie spuszczamy psa ze smyczy.
Koty są domatorami. Niechętnie zmieniają otoczenie. Bywa jednak, że musimy je zabrać. Aby nie przeżyły dużego stresu, także powinny być przygotowane. Pamiętajmy: każdy kot podróżnik musi mieć transporter. Ale zanim wepchniemy zwierzaka do środka, pozwólmy mu go polubić. Ustawmy w domu i wygodnie wymośćmy, by kot wchodził i wychodził, kiedy ma ochotę. Gdy transporter stanie się ulubioną „norą”, możemy zamknąć kota i zabrać do samochodu.
Scenariusz taki sam jak z psem. Najpierw krótkie przejażdżki, zawsze ze smakołykiem. Ruszamy w drogę wtedy, gdy kot zaakceptuje nowe doświadczenie. Zabieramy kuwetę, jedzenie i wodę. Postoje nie są konieczne, jeśli jednak już je robimy, nigdy, ale to nigdy nie otwieramy transportera. Najwięcej kocich tragedii zdarza się podczas podróży. Wypuszczony na obcym terenie zwierzak na pewno ucieknie. Kot to nie pies i nie wróci na wołanie. Z transportera możemy go wypuścić tylko przy zamkniętych oknach i drzwiach. I to nie w czasie jazdy. Zwierzak będzie miał okazję czegoś się napić i coś przegryźć.
Każda podróż z ulubieńcem wymaga przygotowania książeczki zdrowia albo paszportu z aktualnymi szczepieniami przeciwko wściekliźnie. Lepiej, gdy zwierzę jest zaczipowane. Gdy wybieramy się za granicę, czip i paszport są obowiązkowe. W krajach Unii Europejskiej to zupełnie wystarczy. Poza Anglią – tam wymagają zabezpieczenia przeciw pasożytom i szczepień na pozostałe psie choroby.
Podróż pociągiem, autokarem czy samolotem wiąże się z dodatkowymi kłopotami. Po pierw-sze, bilet. Nie tylko dla nas, ale i dla zwierzaka. Po drugie, każdy pies powinien mieć kaganiec. W pociągu współpasażerowie muszą wyrazić zgodę na obecność zwierzaka.
W samolocie prawie zawsze trafia on do luku bagażowego. Oczywiście w transporterze. Czasem kapitan wyrazi zgodę na przyjęcie do kabiny pasażerskiej czworonoga, ale tylko małego, specjalnie więc na to nie liczmy. Tak czy siak – samolot jest dla naszych podopiecznych ogromnym stresem i proszę w ich imieniu: oszczędźcie im podniebnych wrażeń.
Życzę miłych wakacji.
Dorota Sumińska – doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje radiowe i telewizyjne o zwierzętach
Zdjęcia: Fotochannels, Alamy/Be&W, shutterstock.com