Latem na plaży trudno znaleźć bursztyny, bo morze jest zazwyczaj spokojne.
Co innego jesienią. Żeby woda wyrzuciła jantar – musi przyjść solidny sztorm, który poruszy dno Bałtyku. Zawodowi zbieracze dobrze to wiedzą: żeby bursztyn „ruszył”, powinno powiać z północy. I koniecznie fala ma kontrować, czyli wcześniej musi zadąć z południa.
Już pierwsze jesienne sztormy mogą przynieść coś cennego. – Jak odróżnić bursztyn od kamienia? – pytam panią, która od lat w Jarosławcu robi biżuterię z wyszukanych przez siebie złocistych grudek. – Proszę wyciągnąć dłoń – mówi i rzuca mi na rękę kilka bryłek bursztynu wielkości orzecha. Spadają delikatnie, miękko, nie wydają charakterystycznego stukotu, są ciepłe. – Już pani wie? – uśmiecha się. Do tego jantar pływa w wodzie, miejscowi mówią, że „stoi” na falach (kamień spada na dno), a podpalony – pachnie. Nic dziwnego, przecież to żywica.
Jeśli uda wam się uzbierać garść bursztynowego żwiru, zróbcie nalewkę. Wystarczy zbiory zalać spirytusem tak, żeby alkohol dokładnie je przykrył. Odstawiamy na co najmniej dwa tygodnie i codziennie potrząsamy. Nalewką nacieramy skronie i kark, gdy boli głowa, lub dodajemy do herbaty po trzy krople, żeby chronić się przed przeziębieniem, pomaga też przy bólach stawów. Na jesień jak znalazł.
Tekst: Monika Grzybowska
Zdjęcia: Stockfood/Free, Naturepl/Be&W, Biosphoto/ East News, shutterstock.com