Chałupy jak czekoladowo-śmietankowe przekładańce, małe wiatraki na kółkach, świętego Franciszka, który chowa pszczoły pod habitem, i wychodek jak ze „Shreka” – wydrążony w wielkim pniu. Wszystko to zobaczycie w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku.
Czym ten skansen różni się od innych? Jest największy w Polsce: ponad 100 drewnianych chałup i budynków gospodarczych, cerkwie, kościół, szkoła, zajazd, młyn wodny, kuźnie… Zobaczycie tu budownictwo charakterystyczne dla polsko-ukraińskiego pogranicza we wschodniej części polskich Karpat (Bieszczady, Beskid Niski i Sądecki) i Podkarpacia.
W lesistej i pagórkowatej części muzeum porozrzucane są zagrody Bojków i Łemków. Jednobudynkowe, wąskie i długie (do 25 m), miały wysokie dachy ze słomy, czasem gontu. Pod jednym dachem mieściły się: szopa, komora, izba, sień, stajnia, boisko (wjeżdżał tu wóz ze zbożem, żeby je wyładować na strych). Domy budowano z jodłowych bali. Miały charakterystyczne kolory: kakaowo-śmietankowe, bo belki pokrywano mieszanką wypalanej gliny, mąki, siemienia, oleju lnianego i jaj, a uszczelniano gliną z mlekiem i wapnem.
Ludzie byli tu religijni, a jednocześnie przesądni. Pościli surowo, chodzili do cerkwi, ale przy każdej okazji sięgali do wróżb – sprawdzali na przykład, jaki czeka ich urodzaj, rzucając o powałę wiązki świeżo zżętej słomy – jeśli dużo źdźbeł przyczepiło się do desek, gospodarze mogli być spokojni o swoje brzuchy. Palili świeczkę Bogu, a diabłu ogarek – w chałupach na belkach tragażowych zobaczymy: grekokatolicki krzyż na błogosławieństwo i rozetę – pogański symbol słońca – na powodzenie. To „podwójne zabezpieczenie” nie dziwi – ziemie tu były nieurodzajne, w lasach moc dzikiego zwierza. Przed nocnymi atakami Bojkowie i Łemkowie chronili się płotami z ostro zakończonych gałęzi i hałaśliwymi kołatkami (zobaczycie taką przed budynkiem nr 5).
Magiczne działanie miały też geometryczne malunki na belkach czy framugach chałup. Na płaskim terenie rozmieszczone są zagrody Pogórzan i Dolinian, bielone w części mieszkalnej, malowane w pionowe białe pasy lub duże kropki na ścianach części gospodarskiej. Wewnątrz na ścianach przyklejano bukiety z kolorowego papieru, a na mazanej gliną powale – kolorowe kwiaty. Natkniecie się tu (zagroda 26) na jeden z małych ruchomych wiatraków, dzięki kółkom jeżdżących po szynie, ustawiany do kierunku wiatru. Przed domami ogródki z malwami, lewkoniami, dzikimi goździkami, lnem i ziołami – lubczykiem, melisą. Gdzieniegdzie płoty z wierzbowych witek i palików, które z czasem zapuszczały korzenie i zmieniły się w żywy zielony „mur”. Jest też pasieka z kolorowymi ulem-kapliczką świętego Ambrożego, patrona pszczelarzy i ulem-figurą świętego Franciszka.
Spacer po skansenie zajmie godzinę (to teren 38 hektarów; można go też zwiedzać bryczką), ale jeśli chcecie obejrzeć wnętrza chałup, przygotujcie się na co najmniej dwie. Musicie też wynająć przewodnika (bez niego zobaczycie obiekty tylko z zewnątrz). Warto, bo opowie mnóstwo ciekawostek. Na przykład: czemu na stołach leżały grube i ciężkie blaty z drewna albo piaskowca? Żeby żarłoczna dziatwa nie dobierała się do zapasów – we wnętrzu stołów skrzyniowych trzymano bowiem mąkę, kaszę, nasiona. Możecie nawet spróbować podnieść taki blat – naprawdę trzeba mieć sporo siły. Dowiecie się też, dlaczego progi chałup były tak wysokie, a wejścia do białej izby niskie jak dla krasnoludków.
Na koniec skuście się na wystawę ikon karpackich (od XV do XX w.). Już niedługo dojdą kolejne atrakcje – we wrześniu zostanie otwarte miasteczko galicyjskie.
Czy wiesz, dlaczego łemkowskie łóżka były takie małe? Oficjalna wersja mówi, że ludzie wtedy byli mniejsi, ale niektórzy sądzą, że większe nie były potrzebne, bo i tak spano na nich pół siedząc, pół leżąc – w obawie przed nocną wizytą kostuchy.
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Fotografie: Karolina Migurska