Mimozami jesień się zaczyna – pisał Tuwim, a śpiewał Niemen.
Czym właściwie są te polskie mimozy? Zobaczycie je w wiejskich ogródkach, ale też na dzikich polach, w rowach wzdłuż dróg. Rosną wszędzie i rozmnażają się rozłogami tak mocno, że trudno je wyplenić. To nawłoć, daleka krewna astra, zwana też mimozą kanadyjską. Przywędrowała do nas z Ameryki Północnej. Uwielbiają ją pszczoły, bo jest bardzo miododajna, ale dla zwierząt szkodliwa. Człowiek ma z niej wiele pożytku – i to nie tylko z powodu malowniczych bukietów. Z naparu jej korzenia Indianie kanadyjscy robili lewatywy, herbatki na przeziębienia i dla pobudzenia pragnień męskich.
Napar z nawłoci pomaga przy zapaleniach pęcherza moczowego, zakażeniach dróg moczowych bakteriami odpornymi na antybiotyki, w niektórych schorzeniach nerek, kamicy nerkowej i pęcherzowej, skazie moczanowej oraz pomocniczo w artretyzmie i gośćcu. Używa się go też przy nieżytach przewodu pokarmowego, nadmiernej fermentacji jelitowej, drobnych krwawieniach w przewodzie i biegunkach, zwłaszcza u dzieci.
Zewnętrznie stosuje się nawłoć do okładów na trudno gojące się rany, wykwity skórne, owrzodzenia, a także do płukania w zapaleniach i zakażeniach jamy ustnej oraz gardła. Ziele stanowiące górne części ukwieconych pędów wraz z liśćmi i kwiatami należy suszyć szybko w temperaturze nie wyższej niż 40°C.
Fotografie: Naturepl/Be&W, East News, shutterstock.com