(10 października)
Jest to „święto” o długiej, bo sięgającej 1872 roku, historii. Wymyślił je Juliusz Sterling Morton, amerykański znawca przyrody, minister, gubernator stanu Nebraska, a do tego niepodważalny autorytet w kwestiach rolnictwa i leśnictwa. Pewnie dlatego udało mu się przekonać Amerykanów, by gremialnie sadzili drzewa. Twierdził, że „inne święta służą jedynie przypomnieniu, dzień drzewa wskazuje zaś na przyszłość”. Jego apel okazał się tak skuteczny, że już przy pierwszych „obchodach” zasadzono w USA ponad milion drzew. Idea Mortona dopłynęła do Europy dopiero na początku lat 50. ubiegłego wieku.
Zmieniła się co prawda data (z drugiej środy kwietnia na 10 października), ale reszta pozostała, jaka była – co roku tysiące zapaleńców ruszały sadzić, gdzie i ile się tylko da. Z czasem do akcji zaczęto włączać młodzież oraz polityków. Efekt jest taki, że np. polski Dzień Drzewa organizowany jest m.in. przez rozmaite szkoły i Regionalne Dyrekcje Lasów Państwowych. Arboreta oraz ogrody botaniczne przeżywają prawdziwe oblężenie, odbywają się projekcje filmów, gry terenowe, festyny i pogadanki. Może dzięki temu przyszłe pokolenia nie oderwą się zupełnie od natury, a z listy podstawowych obowiązków mężczyzny nie wypadnie chwalebny punkt: „zasadzić drzewo (najlepiej co roku)”.
Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Fotochannels, Bulls, Stockfood/ Free, East Eews, shutterstock.com