Co lubił Swarożyć

(noc z 22 na 23 września)

Związane z przesileniem jesiennym tradycje hucznego świętowania zakończonych zbiorów powstały dawno temu, gdy w Europie panowało radosne pogaństwo. Przedchrześcijańscy bogowie byli łasi na komplementy i oczekiwali pochwał za swoje dokonania na polu „pomocy śmiertelnikom”. Dlatego w okolicy równonocy jesiennej, kiedy spichrze i spiżarnie były już załadowane po sufitą, urządzano ku czci odpowiedzialnych za to błogosławieństwo bóstw festiwale z napiętym programem tańców, uczt i składania ofiar dziękczynnych (niedostateczne fetowanie mogłoby skończyć się nadprzyrodzonym fochem i przyszłorocznym nieurodzajem!). Stosowane przy tej okazji rytuały okazały się bardziej długowieczne niż religie, które je zrodziły.

reklama

Przetrwały próbę czasu i zmianę wyznania. Kościół katolicki, choć dwoił się i troił, nie zdołał ich wykorzenić, włączył je więc do swojego repertuaru. Stąd z daleka woniejące pogańszczyzną praktyki dożynkowe: np. zostawianie ostatniej kępy niezżętego zboża (zwanej przepiórką, pępkiem lub perepełką), ustawiany w chałupie bogato dekorowany snop (tzw. Diduch, dawniej poświęcony Swarożycowi) czy fantazyjne wieńce (w ramach kompromisu niesione księdzu do poświęcenia). Nic dziwnego, że gdy Kościół nieco odpuścił, w Europie zaczęły wyrastać neopogańskie bractwa, stawiające sobie za punkt honoru obchodzenie świąt jesiennego przesilenia w ich pierwotnej formie. Szkoda tylko, że np. współcześni druidzi, dla wygody, zamiast w najbliższą równonocy jesiennej pełnię księżyca (tzw. harvest moon), składają dzięki w wypadający po niej weekend. Miejmy nadzieję, że odpowiedzialnych za urodzaj bóstw nie rozjuszy takie wygodnictwo.  


Tekst: Weronika Kowalkowska
Fotografie: Fotochannels, Bulls, Stockfood/ Free, East News, shutterstock.com 

Zobacz również