Za Klukami bociany zawracają! Ale warto zobaczyć miejsce, gdzie do czarnej roboty nosiło się białe koszule i kamizelki, a w butach chodziły nie koty, lecz konie.
Wjeżdżamy niepostrzeżenie, jak do zwykłej wsi. Po obu stronach drogi stoją zagrody żywcem przeniesione z XIX wieku. Bez specjalnych ogrodzeń (poza normalnymi, jak to na wsi, płotami), bez tabliczek. Ktoś niezorientowany mógłby je nawet przeoczyć, tylko zdziwiłby się, że nagle wylądował w przeszłości. Kilkadziesiąt metrów za wsią kończy się droga – dalej nie pojedziesz. Kluki zawsze były odcięte od świata. Trudno tu dotrzeć. Teren jest podmokły, bagnisty, brak twardych dróg – jesienią i zimą było to prawie niemożliwe. Niechętnie zaglądali tu podróżnicy, kupcy, naukowcy… Nie miał kto przywozić nowinek i dyktować mody. Długo więc ostała się ta rozległa wieś słowińska w stanie „naturalnym”. Dziś to jej zaleta – trudno znaleźć podobne miejsca nieskażone cywilizacją. Czym zajmowali się mieszkańcy osady? Przede wszystkim łowieniem ryb. Dlatego w skansenie nie mogło zabraknąć rybackich zabudowań: chat rybaków, szałasu rybackiego, przeniesionego z Mierzei Łebskiej, magazynu z drewnianymi łodziami (są też dłubanki – łodzie wydłubywane z pnia dębu, z XV i XVI wieku, znalezione w głębinach pomorskich jezior), sieciami (niewodami, żakami, wontonami), ościeniami, bojami, podbierakami, pływakami, kotwicami, bosakami. I, oczywiście, tyczkami do mocowania i suszenia sieci.
Tajemnicze kluki
Co to jest „kluka”? Takie nazwisko nosił co drugi mieszkaniec wsi. Ale słowem tym w dialekcie ka-szubskim określano też zakrzywiony nos, tyczkę z hakiem do wyciągania wody, kwokę, bociana, laskę sołtysa przekazywaną z nowiną od domu do domu.
Codzienne życie
W Klukach zobaczycie rybacko-rolnicze i rybackie chałupy oraz zagrody z różnych okresów. Najstarsza jest chałupa Charlotty Klück. Jak wszystkie – szachulcowa, kryta trzciną – ale jeszcze z czarną kuchnią, z otwartym paleniskiem, po której snuły się gryzące do łez kłęby dymu. W zagrodzie Josta i Klicka stoi typowa dla tego regionu chałupa: dwurodzinna, z wysokim poddaszem, na którym suszono sieci, z izbą, sienią, kuchnią, alkierzem, czyli niewielką boczną izbą,w której swoich dni dożywali dziadkowie, oraz komorą – spiżarnią i domowym składzikiem w jednym. Po drugiej stronie drogi dom Alberta Klücka, z lat 20. i 30. XX wieku, najbardziej nowoczesny w skansenie – z elektrycznością i gospodarskimi udogodnieniami – bo gospodarz był prawdziwą złotą rączką, z zamiłowaniem do technicznych nowinek.
To on pierwszy we wsi kupił radio, młockarnię i motocykl. W stojącym po sąsiedzku domu Keitschicków zobaczycie, jak zmieniły się tutejsze wnętrza w latach 40. XX wieku. W urządzonym na mieszczańską modłę saloniku są tapety, dywan, pluszowe meble, kwietniki, serwetki, wazony z ozdobnego szkła. Drugie mieszkanie w chałupie to typowe lokum rodziny przesiedlonej ze Wschodu (głównie z Wileńszczyzny): miejscowe meble sąsiadują z drobnymi sprzętami, samowarami, malowaną skrzynią, tkaninami, wieszanymi na ścianach makatami, zdjęciami, obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej.
Wieś wygląda jak żywa: przed chałupami kwiaty, płotki, ogródki, po podwórkach kręcą się kury, kozy, koty, psy. W skansenie są dwa chlebowe piece z cegieł i gliny, w których przed każdym festynem piecze się chleb według oryginalnej receptury: z żytniej mąki, tłuczonych ziemniaków, zsiadłego mleka, na drożdżach i zakwasie. Jest pyszny ze smalcem i masłem, też robionymi na miejscu. Czarne wesele Pod tą nieco dwuznaczną nazwą kryje się „rytuał” zbierania torfu – najbardziej dostępnego surowca opałowego (był nie tylko tańszy – leżał wszak w każdej zagrodzie – ale bywał też ratunkiem, bo zdarzyło się, że z powodu przerzedzenia leśnych ostępów wydano nawet zakaz budowania drewnianych chałup!). W pierwszych dniach maja zaczynał się sezon zbierania torfu.
Wykopywali go wszyscy, zagroda za zagrodą, jedni pomagali drugim. A wieczorami, po ciężkiej pracy, wspólnie biesiadowali, jedli, pili i tańczyli. Jak zabawa, to zabawa Poza sezonem trzeba zarezerwować sobie jakieś dwie godziny na spacer po obejściach, zagrodach, rybackich szałasach. Jeśli traficie na zorganizowaną imprezę (Czarne Wesele – 1–3 maja, Dni Rzemiosł i Technik – przełom lipca i sierpnia, Pożegnanie lata – trzecia niedziela września), zajmie wam to trochę więcej czasu. Pokazy rzemiosła, wyrobu klumpów (końskich butów chroniących przed zapadaniem się w bagno), smołowanie łodzi, szycie sieci, wędzenie ryb, kiszenie kapusty, robienie soku z buraków, ubijanie masła, smażenie drożdżowych gofrów, a zwłaszcza smakowanie tego wszystkiego, wymaga przecież skupienia i czasu.
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Fotografie: Karolina Migurska, Elżbieta Socharska
www.muzeumkluki.pl