Zebrane w zawadiacko sterczące grona łubinu wyglądają jak wielobarwne, błyszczące z daleka świece. Od bieli, przez bladą żółć, oranż, czerwień, amarant, granat do fioletu.
Ten słodko pachnący krewniak mało eleganckiego bobu pięknie wygląda i na rabacie, i w wazonie, chociaż zdecydowanie woli żyć w ziemi. Ścięty wygląda niezwykle efektownie, ale krótko stoi w wodzie. W bukiecie ani w naturze nie potrzebuje żadnego towarzystwa. Sam napełni kolorami cały ogród. Może kwitnąć przez większość lata, jeśli w czerwcu i lipcu usuniecie przekwitające kwiatostany.
Jednak uroda to niejedyna zaleta łubinu. Działa bowiem na rośliny jak Bodymax na ludzi – to bomba witaminowa dla ubogiej i kiepskiej ziemi. Jego korzenie obrastają małymi bulwkami, w których żyją bakterie, mające dar gromadzenia i zatrzymywania azotu, pierwiastka niezbędnego dla wzrostu roślin. Dlatego ogrodnicy często wykorzystują tę pożyteczną bylinę jako zielony, naturalny nawóz, który przygotowuje glebę pod zasiew zbóż lub sadzonki.
Po łubinie doskonale udają się na przykład maliny, truskawki, agrest, porzeczki, borówki, cytryniec chiński, aronia. Porządne przygotowanie dla nich ziemi jest o tyle ważne, że zostaną w jednym miejscu kilka lat, a zależy nam przecież na tym, by rodziły dorodne owoce. Łubin można też siać po zbiorach, na pustych już grządkach, a jesienią przekopać.
Tekst: Monika Grzybowska
Fotografie: Pauline Joosten