Nie tylko wyglądają na dzikie – one są dzikie. Szczególnie te, które przez cały rok żyją na wolności...
Intymne momenty życia koników polskich w popielniańskim rezerwacie na Mazurach niełatwo było sfotografować. Najpierw musiał mnie zaakceptować tabun. Co noc zostawiałem kurtkę i spodnie w stajni u znajomych, by przeszły zapachem innych koni. Wraz ze świtem „końsko pachnący” wyruszałem w las w poszukiwaniu mojego tabunu, któremu przewodził ogier Osowiec. Skradałem się wolniutko, nigdy nie idąc na wprost, ale zawsze zygzakiem. Docierałem na odległość potrzebną do zrobienia zdjęć, 20–25 metrów, i siadałem spokojnie, bez ruchu. Idealnie było, kiedy konie jeszcze spały. I tak dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Już nie tylko konie nie zwracały na mnie uwagi. Zaufaniem obdarzały mnie również lisy, sarny, dziki i jelenie.
Cała ta przezorność stawała się szczególnie ważna wiosną, gdy klacze wydają na świat źrebaki, a wkrótce po porodzie wchodzą w okres rui. Pamiętam jeden poranek, kiedy cały tabun – ogier ze swoimi dziewięcioma klaczami i czterema rocznymi źrebakami – był przesadnie podenerwowany. Dwie klacze, w tym dominująca, miały ruję jednocześnie, ale to nie wyjaśniało zachowania Osowca, który biegał bez przerwy od jednej do drugiej, usiłując trzymać je blisko siebie. Jeśli któraś sprzeciwiała się lub udawała, że go ignoruje, natychmiast opuszczał głowę do ziemi, jakby jej groził, i zaganiał siłą do stada.
Jak się wkrótce okazało, całe zamieszanie spowodował ogier z sąsiedniego tabunu, który pojawił się na horyzoncie, na skraju starego lasu sosnowego. Zwabił go zapach klaczy, ale był jeszcze za młody, by podjąć próbę odebrania ich Osowcowi, najsilniejszemu i najdojrzalszemu ogierowi w rezerwacie. To dlatego utrzymywał dystans i tylko od czasu do czasu galopował równolegle do tabunu. Klacze na jego widok ożywiały się i ekscytowały.
Wystarczało jednak, że Osowiec podnosił ogon i startował w kierunku konkurenta, by młody zalotnik tracił odwagę oraz dumę i oddalał się zawiedziony. W końcu Osowiec, zmęczony ciągłym zaganianiem niezdyscyplinowanych klaczy, ugryzł mocno przewodniczkę, zmuszając ją do podporządkowania się, i wściekły ruszył galopem na konkurenta. Gonił go długo, aż obaj zniknęli mi z oczu. W tamtym momencie żałowałem, że nie mam czterech kopyt i nie mogę pognać za nimi, by zobaczyć zakończenie akcji.
Czekając na powrót ogiera, podążałem za tabunem, który zaczął się spokojnie paść. Tabun jest podstawową strukturą społeczną dziko żyjących koników. Składa się z jednego ogiera i haremu klaczy ze źrebakami. Ogier broni i utrzymuje w grupie rodzinę, wśród klaczy natomiast panuje ścisła hierarchia. Najstarsza lub najsilniejsza dominuje nad innymi. To ona przewodzi, jeśli ogier oddali się od grupy, i to ona (a nie ogier) decyduje, kiedy i gdzie będą się paść. Każdy koński tabun porusza się po swoim rewirze, którego granice wyznaczają znaki węchowe – często są to charakterystyczne kopce odchodów.
Źrebaki rodzą się zazwyczaj między kwietniem a czerwcem. Właśnie wtedy klacze mają dostatek pożywienia potrzebnego do produkcji mleka, które maluch je w pierwszych sześciu miesiącach życia. Mleko jest tak kaloryczne, że źrebaki po roku ważą pięć–sześć razy więcej niż w chwili narodzin.
Ogier tabunowy to nie tylko reproduktor, to przede wszystkim opiekun stada. Pozostałe konie muszą mu się podporządkować. Dopóki ma siłę walczyć o partnerki, może liczyć na przywództwo. Przegrana oznacza odejście od grupy i – najczęściej – samotność. Klacz po zakończeniu okresu rozrodczego może dalej spokojnie przebywać w tabunie i nikt jej nie przepędzi, ewentualnie będzie miała niższą pozycję w hierarchii stadnej. Ale obecności ogiera, nawet starego, który przegrał rywalizację, żaden zwycięzca tolerować nie będzie.
Stres związany z utratą tabunu, a niekiedy odniesione rany sprawiają, że na ogół wkrótce potem wygnany ogier umiera. Dotychczas najdłużej – 25 lat – w rezerwacie żył Nacios. Tego ranka, kiedy Osowiec przegonił konkurenta, zrozumiałem, że stałem się swego rodzaju członkiem tabunu. Gdy chciałem odejść i podniosłem się ze składanego stołka, Osowiec, który już wrócił z pogoni, ruszył w moją stronę – groził mi i ze zwieszoną głową próbował zagonić do stada niczym jedną ze swoich klaczy. Długo musiałem go przekonywać, że nie jestem koniem, a tym bardziej jego klaczą.
DZIKIE JAK TARPANY
Przodkami koników polskich są ostatnie dzikie konie Europy – tarpany, które wyginęły w XVII i XVIII wieku. Po nich odziedziczyły niepowtarzalny wygląd: niski kłąb, krępą budowę i charakterystyczne myszate umaszczenie z czarnym paskiem na grzbiecie. Ale najbardziej znaczącym spadkiem jest umiejętność życia na wolności. Dla udowodnienia dzikiej natury koników w 1955 roku wypuszczono jeden tabun do rezerwatu Polskiej Akademii Nauk w Popielnie (w myśl genialnego polskiego hipologa profesora Tadeusza Vetulaniego, tego samego, który 20 lat wcześniej nadał im nazwę rasową „konik polski”).
GDZIE SPOTKACIE KONIKI
Na wolności, poza rezerwatem PAN, można je zobaczyć w dwóch parkach narodowych: Roztoczańskim i Biebrzańskim, oraz w rezerwacie jeziora Oświn. W Popielnie na 1600 ha żyją cztery tabuny – ponad 45 koników.
Zdarza się, że w poszukiwaniu smakołyków wychodzą na przecinającą las asfaltową drogę. Jeśli je zobaczycie, zachowujcie się spokojnie i nie płoszcie ich fleszami aparatów, bo mogą się zdenerwować, zwłaszcza gdy w grupie mają źrebięta. To są rzeczywiście dzikie konie: zagrożone wiedzą, jak zrobić użytek z zębów i kopyt.
Fotografie i tekst: Paolo Volponi/Agencja Orzeł
Tłumaczenie: Agata Balak