Monique Waque po latach podróży osiadła w domu, którego strzegą dwa 200-letnie jesiony. Posadzono je w czasie budowy chaty. Na szczęście.
Mój dom traktuję tak jak malarz swoje płótno – staram się go napełnić ulubionymi kolorami – opowiada Monique Waque, Kanadyjka, która zamieszkała w Niemczech. Malarskie porównanie nie jest przypadkowe, bo Monique studiowała historię sztuki i sama chętnie staje przed sztalugami. Malowaniem zajęła się, gdy przeszła na emeryturę. Wcześniej była modelką, przyjechała do Hamburga robić karierę. – Fascynowała mnie praca na wybiegu, podróże po świecie, obcowanie z innymi kulturami, zwiedzanie muzeów i galerii – wspomina. Te doświadczenia wpłynęły na wybór domu, w którym postanowiła zamieszkać z rodziną. Miał być stary i tradycyjny, najlepiej położony gdzieś na północy kraju, bo Monique bardzo lubi skandynawskie klimaty.
Wymarzony dom okazał się dwustuletnią chatą krytą strzechą, położoną tuż przy granicy z Danią. To kraina łąk i pól, malowniczych wiosek rybackich, wiatraków i czarno-białych domów. Monique przyznaje, że znalezienie tej chałupy graniczyło z cudem, lecz gdy tylko ją zobaczyła, postanowiła na zawsze opuścić Hamburg. Tym bardziej, że dom nie wymagał remontu i był właściwie gotowy do zamieszkania. Jedyne co trzeba było zrobić, to położyć nową strzechę, powiększyć łazienki i wstawić dwa nowe okna, by wpuścić więcej światła.
Malarska pasja Monique znalazła nieoczekiwane zastosowanie podczas urządzania wnętrz. Z artystyczną wrażliwością zauważyła, że tu, na północy, światło ma specyficzną bladą barwę i sprawia nieomal „płynne” wrażenie. Dlatego wnętrze domu pomalowano delikatnymi, jasnymi kolorami. W podobny sposób potraktowano część mebli. Monique dobrała odcienie zieleni, beżu, szarości i błękitu, i sama chwyciła za pędzel.
Ponieważ kryty strzechą dach jest bardzo wysoki, dom wygląda jakby był mniejszy niż w rzeczywistości. To jednak iluzja. Przez sień docieramy do przestronnego salonu, za którym znajdują się niewielka bawialnia i łazienka oraz schody na piętro. Górą podzielili się dwaj nastoletni synowie. Swoją sypialnię gospodarze urządzili na parterze, obok salonu.
Wszystkie meble kupili w antykwariatach, na pchlich targach oraz aukcjach w Danii i Niemczech. Wybierali francuskie i skandynawskie, utrzymane w prowincjonalnym stylu. Wygodne, choć raczej niewielkie, żeby nie przytłaczały wnętrz, dobrane wedle prostego klucza: co podoba się Monique. I tak zaraz je przemaluje.
Miłość do kolorów sprawia, że właścicielka wiele czasu poświęca ogrodowi. Jego ozdobą są dwa potężne jesiony za domem – rówieśnicy farmy. Miejscowi wierzą, że drzewa te opiekują się ludźmi, którzy pod nimi mieszkają. – Mój ogród jest bardziej w stylu angielskim niż niemieckim, ale znakomicie tu pasuje – mówi Monique. Najlepsze jest to, że nie mają sąsiadów i nie muszą zasłaniać okien. Nie ma nic przyjemniejszego niż obudzić się rano i spojrzeć na kwitnące za oknem rośliny, staw i pola. Mądrość ludowa zdaje się sprawdzać – życie pod jesionami rzeczywiście przynosi szczęście.
Tekst i fotografie: Andreas von Einsiedel/East News
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński