Młyn to zawsze wielka tajemnica. Zwłaszcza wodny, pośrodku lasu, zamieszkany tylko przez kunę i nietoperze. Agata nie chciała odczarowywać tego miejsca.
Na początku zamiast tajemnic ukazywały się same dziury. Remont zdawał się przerastać nowych właścicieli. Młyn, zbudowany na początku XX wieku przy pradawnej granicy między Krzyżakami a Mazowszem, był bardzo zaniedbany. Na dole stała woda. Dach przeciekał, a przez wybrakowaną podłogę z desek można było podziwiać piękny jar rzeki. Wewnątrz strachu nie okazywał tylko dziki kot, który jak linoskoczek balansował nad urwiskiem. Wieczorami przestrzeń patrolowały nietoperze.
– Tutaj trzeba się nauczyć żyć – komentowali sąsiedzi. Mimo to nowi właściciele nie chcieli słyszeć o zburzeniu siedliska. Znaleźli konserwatora zabytków i wspólnie przygotowali projekt renowacji. Choć mąż Agaty kilkakrotnie zastanawiał się, czy nie zrobić tu prawdziwego młyna, ona była realistką i protestowała: – Czas zostawić mrzonki. Nie będziemy mleć mąki. Wreszcie uzgodnili, że urządzą tu wiejski dom, miejsce do spotkań z rodziną i przyjaciółmi, gdzie bez pośpiechu można porozmawiać, czytać książki, odpocząć. Jak się szybko okazało – czekała ich ciężka praca.
Zaczęło się od skomplikowanych prac ziemnych – zrobienia drenażu, wypompowania wody z najniższej kondygnacji, uszczelnienia fundamentów i zbudowania studzienek. Potem wszystko wzmocniono i spięto ceglanym wieńcem utrzymującym drewnianą konstrukcję, wymieniono spróchniałe belki i dach. Dzisiaj młyn zaskakuje już od pierwszego spojrzenia. Wokół polany drzewa, leśne wzgórza, a w dole piękny prosty budynek. Wspaniale prezentuje się jaz i wodna kaskada. Wszechobecny szum strumienia uspokaja i usypia. W letni dzień trzeba otworzyć okno, posłuchać śpiewu ptaków i ruszyć ścieżką do dzikiego leśnego jaru. Przy okazji można się przekonać, ile jest prawdy w dawnych wierzeniach, że młyńska woda daje dziewczętom wieczną młodość, a podana ukochanemu – zapewnia jego dozgonną miłość.
Atmosferę dawnego życia odtworzyli w salonie na piętrze. Dwie maszyny kruszące ziarno zachowały swoje miejsca w młyńskiej hali. Prawdziwym artystą okazał się zaprzyjaźniony pan Piotr, który zwerbował ekipę budowlaną. To dzięki niemu zachowano oryginalne elementy konstrukcji młyna, on też wydobył blask starych urządzeń. Przywrócił do życia schody, koła napędowe, a nawet windę, którą kiedyś młynarczykowie transportowali ciężkie worki ze zbożem.
Agata urządziła dwa apartamenty na poddaszu. Biało-niebieski nazwała Wodnym, drugi zaś – U Młynarzowej. Znalazły w nich miejsce starannie odrestaurowane szafy, wygodna ława, własnoręcznie wykonane przez gospodynię poduszki, hafty i inne drobiazgi. Zieleń pobliskich drzew i zapachy łąki wdzierają się do pokojów. Gdy otwieramy okna, natychmiast wpada przez nie pełna gama dźwięków wody spadającej z kilku stopni. Ta muzyka towarzyszy nam już wszędzie.
Tekst: Tomasz Łuczak
Fotografie i stylizacja: Joanna Siedlar