Już z daleka widać ogromne gniazdo na drewnianym słupie. W tym roku znowu zamieszkała w nim bociania rodzina. Wraca do Radka każdego roku, a to dobrze wróży domowi.
Właśnie o takim domu marzył wieczorami. Ze swoim marzeniem spotkał się jednak oko w oko w biały dzień. Było to w Laśmiadach koło miejscowości o romantycznej nazwie Stare Juchy. Urzekły go olbrzymie lipy w ogrodzie, jezioro Ułówki po drugiej stronie drogi i modrzewiowe podłogi. Kupił siedlisko, choć z obecnym wyglądem niewiele miało wspólnego. – To była ruina – wspomina. – Na piętrze trzymano kiedyś żyto, więc strop całkiem przegnił. Myślałem tylko o tym, by wjechać tu buldożerem, a potem postawić wszystko od nowa. Ale siedlisko ma ponad sto lat, konserwator zabytków nigdy by się nie zgodził. Należało więc ratować to, co zostało. A więc również budynki gospodarcze, przede wszystkim stodołę – 800 metrów kwadratowych! Wtedy Radek wpadł na pomysł (z zawodu jest architektem), by w przyszłości zrobić z niej pensjonat i przenieść się do Laśmiadów na stałe.
Najpierw Radek musiał zawalczyć o stajnię z pruskiego muru. To był najpiękniejszy budynek, ale i najbardziej zrujnowany. Zbudowany z gliny i głazów narzutowych, nie miał niestety większych szans na przetrwanie. Zniszczeń dopełniła stara lipa, która po jakiejś letniej burzy obaliła się na dach. Stodołę właściciel pokrył poniemiecką dachówką przywiezioną z Malborka, a dom – jak robiono to w czasach świetności polskich dworków – osikowym gontem. Do tego skrzynkowe drewniane okna, podmurówka z polnego kamienia. – I kuchnia kaflowa opalana drewnem – dodaje. – Podobną miała moja babcia. Gdy robiła makaron, zostawiała mi trochę ciasta. Piekłem sobie na blasze podpłomyki.
Nie zabrakło miejsca na kolekcję starych sreber i platerów z fabryk Norblina i Braci Buch. A także podstakanników, czyli metalowych uchwytów na szklanki. – Mój ojciec zbiera głównie te z carskiej Rosji. Ma ich już ze 40! Okolica bogata jest nie tylko w znaleziska. W pobliżu kręcono serial „Boża podszewka”, po drugiej stronie jeziora mieszka Jerzy Hoffman, a sąsiadami są Szwajcarzy, którzy mają wprawdzie domy rozsiane po całym świecie, ale i tak najchętniej przyjeżdżają na Mazury. Przez siedlisko przewinęło się już sześć ekip robotniczych, wśród nich nawet góralscy cieśle, a przecież wciąż jest jeszcze dużo do zrobienia. Jednak Radek tryska optymizmem i snuje kolejne plany. – Chciałbym zbudować plac zabaw, nastawić się na najmłodszych, stworzyć fajne miejsce dla mam z dziećmi – zdradza, baraszkując z goldenem Borysem. Kto wie, może mazurskim pensjonatom rośnie konkurencja?
Tekst: Monika A. Utnik
Fotografie: Michał Skorupski
Stylizacja: Marysia Skorupska