Skalne urwiska, groty, źródła, szum wartkiego potoku i... duch dziadka Karola. Brzmi zagadkowo i lirycznie, jak na romantyczną Dolinę Kluczwody przystało.
Pięknie o każdej porze roku: wiosną optymistycznie i radośnie dzięki świeżej zieleni, w skwarne lato wszędzie upojny chłód, jesienią złociście od drzew porastających wąwóz, zimą baśniowo za sprawą czarnych poskręcanych konarów. W takiej scenerii powstał dom Marzeny i Adama – w Gackach na południowym cyplu Jury Krakowsko-Częstochowskiej, niecałe 15 km od Krakowa.
Mało romantyczny początek
Zaczęło się od podarunku teściowej. Działka była, owszem, urocza: z kwitnącym sadem, tryskającym podziemnym źródłem i bagienkiem. Miło spędzało się weekendy, ale żeby zaraz mieszkać? Zwłaszcza że brakowało kilku ważnych rzeczy – drogi, gazu, szkoły. Z czasem wszystko się zmieniło i wtedy Marzena z Adamem zdecydowali, że wybudują tutaj dom.
Początek był mało romantyczny – kupili 26-letnią ciężarówkę i piłę spalinową. Minęły trzy lata i – jak żartobliwie podkreśla Marzena – powstał „jako tako zaaranżowany półprodukt”, czyli dom niekompletny, który potem urządzali przez lata. Bagno powiększyli tak, by mieć staw, przez który przepływa źródło. Lubią się na nim zatrzymywać dzikie kaczki, a w krystalicznie czystej wodzie pluska się niejeden pstrąg. Na tyłach domu leśna skarpa wchodzi w ścianę budynku. Sama natura podpowiedziała, co z nią zrobić: właściciele usunęli warstwę ziemi i odkryli okazałą wapienną skałę.
Wkoło łąka, dużo przestrzeni i zawsze otwarta brama wjazdowa. Ogród zachwyca: mocno pachną rośliny obrastające staw i skarpy, a przyroda zdaje się startować w konkursie barw – gdy jedne kwiaty więdną, natychmiast pojawiają się następne, i tak w kółko. Do tego nieustanny świergot ptaków. Miejsce wprost wymarzone do leniuchowania. Zwłaszcza odkąd w pobliżu domu stanęła wiata ze szklanym dachem, a w niej... jacuzzi buchające parą i bąbelkami nawet zimą. Podobno kto raz zafunduje sobie taką kąpiel pod gwiazdami, długo nie może o niej zapomnieć!
Pomysł na wnętrze domu
Wnętrze domu jest przemyślane. Dużo tu pięknych starych mebli, w tym bardzo ważne, odziedziczone po dziadku Karolu. Holenderska porcelana – też po dziadku, choć nie tylko. 30 kwietnia każdego roku w Amsterdamie ludzie świętują urodziny królowej Beatrycze; podczas kolorowych, „pomarańczowych” uroczystości organizowane są targi staroci, na których Marzena i Adam nieraz kupowali naczynia.
Są obrazy zaprzyjaźnionej malarki z sąsiedztwa, ale też malowidła pędzla… dziadka Karola. Sporo mebli pochodzi z pchlich targów, Marzena sama je odnawiała. Własną kanapę mają też dwie rezydentki: Mućka, 12-letnia kotka, leniwa pieszczocha z popielatym futrem, i Tola, młoda, biszkoptowa labradorka. Ściany kominka w salonie pani domu formowała własnoręcznie, nadając im nierówną fakturę. Kafle od frontu to antyki. Na piętrze – hotel.
Od paru lat Marzena i Adam prowadzą agroturystykę. Pokoje – złoty, brązowy, niebieski, liliowy – mają nie tylko inne kolory, ale i meble (w złotym stoi metalowe łóżko z 1920 roku, po dziadku Karolu rzecz jasna). Przy kuchennym stole kosztuję konfitury jabłkowej; kosztuję to mało powiedziane, bo zjadam całą miseczkę (Marzena robi przetwory ze wszystkiego, co dają sad i las), słuchając opowieści o innej pasji gospodarzy – podróżach. Zwiedzili całą Europę (poza Półwyspem Iberyjskim), Indie, Azję i Amerykę Północną. Z każdej przywożą masę zdjęć. Słucham wspomnień z wojaży. Ale to już całkiem inna historia.
Tekst: Magda Ciałowicz
Stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Fotografie: Michał Przeździk