O zwierzętach opowiada dr Andrzej G. Kruszewicz - lekarz weterynarii, ornitolog, znawca ptasich obyczajów, autor wielu książek, dyrektor warszawskiego ZOO.
Wiosna w górach
Właśnie wróciłem z gór. Widziałem na leżącym jeszcze śniegu tropy niedźwiedzia i wachlarzowate, żółtawe plamy na wysokich halach. To znak, że świstaki buszują już na całego. Kiedy się budzą i wykopują ze śniegu zakrywającego norkę, zaczynają robić wiosenne porządki. Wyrzucają z zimowego leża nieczystości, a one rozsypują się wachlarzem. Stąd te ślady. Orły przednie pewnie już wysiadują jaja, a orzechówki mają pisklęta. W górach wiosna… Ale tam, dokąd teraz jadę, czyli do wschodnich zakątków Puszczy Knyszyńskiej, zawitała wcześniej.
Co w puszczy piszczy...
Bieliki tokowały już w marcu, a teraz najciekawsze rzeczy dzieją się w świecie ssaków. Warto poobserwować. Na przykład łanie. W kwietniu jeszcze trzymają się w stadach, razem ze swymi młodymi z ostatnich dwóch lat. Za miesiąc, półtora, urodzą nowe cielęta, a tuż przed porodem oddzielą się od innych samic. Jeśli więc chcemy podejrzeć, jak spacerują w grupie, mamy ostatni moment. Trudniej będzie spotkać stare i silne jelenie, które zrzuciły już potężne poroża, a potem odeszły od zimowego stada samców. Teraz na głowach rośnie im nowy oręż. Jest jeszcze niewielki, lecz silnie ukrwiony i pokryty meszkiem zwanym scypułem. Dlatego w kwietniu dojrzałe byki chodzą ostrożnie, by nie uszkodzić powstającego na głowie skarbu. Na ten czas znikają w najdalszych i najbardziej odludnych zakątkach puszczy. Może wstydzą się trochę swojej bezbronności? Sarny, a w zasadzie ich samce, są w innej sytuacji. Koziołkom właśnie urosły nowe parostki, bo tak fachowo nazywa się ich poroże, i w kwietniu będą z nich ścierały resztki scypułu. Chyba je to mocno swędzi, bo z lubością czochrają parostkami o korę młodych dąbczaków. Jak na skraju sosnowego lub świerkowego młodnika wyrośnie dąbczak, to prawie na pewno zajmie się nim koziołek wycierający scypuł i tam najłatwiej można poobserwować sarnich chłopaków. Kóz, ich samic, jednak tam nie spotkamy. Ponieważ są teraz w wysokiej ciąży, zrobiły się bardzo ostrożne i unikają wychodzenia na otwartą przestrzeń pól, łąk albo polan. Można je zauważyć tylko tuż przed zmrokiem. Czasem towarzyszą im koźlęta z ubiegłego roku, a bywa, że i starsze.
Wszyscy lubią wiewiórki
Przy odrobinie szczęścia o świcie lub zmierzchu dostrzeżemy marczaka. To taki urodzony w marcu zajączek. Jest wielkości pięści. Dzień spędza w ukryciu, ale wieczorem bądź rankiem lubi sobie czasem pokicać. I wtedy jest szansa na wypatrzenie tej uroczej istotki. Równie ciepłe uczucia wzbudzają wiewiórki. Nie znam nikogo, kto by ich nie lubił. Gdzie ich wypatrywać? Wcale nie w dziuplach, w nich tylko zimują. Wiosną budują z gałązek gniazda na drzewach, w których przyjdą na świat wiewiórczęta. Witki muszą być jednak pokryte listkami, więc termin budowy schronienia, a zatem i porodu, zależy od kaprysów wiosny.
Tata lis ma ważne zadanie
Popiskiwanie młodych słychać za to już w lisich norach. Matka nie opuszcza lisiątek nawet na chwilkę. O jedzenie dla siebie, swojej partnerki i kilku rudych smyków ma zadbać ojciec. Samiec musi zatem intensywnie poszukiwać gryzoni, ptasich gniazd, żuczków gnojarków, zaskrońców i jaszczurek. Atrakcyjne jest wszystko, co da się zjeść. Poluje więc nawet w biały dzień, a zapędza się czasem na podmiejskie łąki. Robi przekomiczne skoki. Skradając się do schronienia nornika, nie może podejść za blisko, bo mógłby spłoszyć rodzinny „obiad”. Dlatego w pewnym momencie skacze do góry, żeby znienacka spaść na ofiarę. Zwykle trafia pyskiem w norkę gryzonia i, jak polowanie się uda, wraca dumny ze zdobyczą do swojej nory.
Dzik jest dziki
Jeśli na polanę wytoczy się wataha dzików, to inne zwierzęta, nawet lisy, cichcem znikają. Nikt z leśnego towarzystwa nie przepada za kuzynami domowych świnek. Intensywnie pachną i strasznie hałasują. W kwietniu najłatwiej spotkać lochy z pasiakami. Czasem kilka samic tworzy stadko i wspólnie żerują. Wtedy wokół nich biega nawet ze trzydzieści dziczków. Każdy maluszek kręci ogonkiem, chrząka i truchta jak szalony. Przypomina to trochę rozbrykane przedszkole z kilkoma krągłymi opiekunkami. Widok uroczy, ale z dzikami trzeba uważać. Sam się o tym przekonałem. Kiedyś w wiosenny, wyjątkowo ciepły poranek zapuściłem się w mało mi znany zakątek Puszczy Kampinoskiej. Mieszkałem w stacji terenowej Instytutu Ekologii PAN, więc już za oknem miałem dziki las. Nasłuchując, powolutku zagłębiałem się w wąski pas lądu prowadzący przez bagna. Lubiłem długie, ciche wyprawy grądami po nowych dla mnie miejscach. Gdzieś wśród młodych olch i leszczyn kończył się suchy grąd i zaczynało śródleśne bagno, a ja szedłem zwierzęcą ścieżką wśród ogromnych dębów i sosen. Przede mną w poprzek ścieżki leżała wielka sucha sosna. Obchodzenie jej wymagałoby przedzierania się przez gałęzie. Postanowiłem więc ją przeskoczyć, jak przez kozła na lekcji wf. Fruuu, skok się udał, tylko przyziemienie było niespodzianką. Okazało się bowiem, że wskoczyłem do barłogu dzika. Spory samiec ledwo zdążył wybiec z legowiska. Ułamek sekundy dzielił mnie od wylądowania na jego grzbiecie. Odyniec chrząkał i ryczał ze strachu, robił kupę w biegu i pędził ku bagnom, łamiąc leśny chrust. Stałem w jego leżu i drżały mi ręce. Mało brakowało, a poszedłbym w ślady odyńca. Nie w sprawie biegania po bagnie, ale robienia w biegu. Oj, lekko nie było. Dzik fukał i chodził wokół mnie w bezpiecznej odległości. Poszedłem zatem dalej, lekko hałasując i udając, że jestem pewny siebie. Ale gdyby to była locha z małymi? Nawet nie chcę o tym myśleć. Jakoś tak się później złożyło, że w ten śródbagienny grąd już więcej nie chodziłem… Trzeba zatem pamiętać, że wiosenne skradanie się po lesie może być pełne niespodzianek. Warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte, koniecznie zabrać ze sobą lornetkę oraz klucz do rozpoznawania ptaków, bo to szczyt sezonu skrzydlatych wędrówek. Ich podglądanie nie grozi przynajmniej ucieczką przez las!
Zdjęcia: Jacek Drozda/rurzyca.pl, NaturePL/BE&W