Nie chcę tym razem pisać o kociej diecie ani o kąpielach, ani o wiosennych amorach zwierząt. Napiszę o sercu. Psim sercu, od którego wiele moglibyśmy się nauczyć, a którego często nie dostrzegamy - Dorota Sumińska doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje telewizyjne i radiowe o zwierzętach.

Nie oceniaj psa pochopnie

Oceniając psa, patrzymy na jego sylwetkę, kolor sierści, długi lub krótki ogon, a nie spoglądamy w serce. Gdybyśmy zechcieli zobaczyć, co ono kryje, nic innego nie miałoby znaczenia. Wygląd, rasa czy wielkość. Ja już nauczyłam się widzieć tylko psie serce. Bo „obudowa” jest nieważna. Przecież nawet najpiękniejszy samochód nie pojedzie bez silnika. Tyle że pies to nie auto, ale żywe, czujące stworzenie. Nie benzyna zasila jego motor, lecz miłość. Dlatego właśnie czasem umiera z rozpaczy. A przecież tak niewiele potrzeba, by było inaczej.

Co jest najważniejsze dla psa domowego?

Po pierwsze – bliskość członków stada, rodziny. Po drugie – bliskość, po trzecie – bliskość i po czwarte też. Pies, tak jak człowiek, jest zwierzęciem stadnym i społecznym. Jego rozwój psychiczny zależy całkowicie od relacji z innymi. Najpierw z matką i rodzeństwem, potem z rodziną, do której trafia. Odsunięty od bliskich traci sens życia. Odizolowany w boksie czy na łańcuchu traci psią, społeczną osobowość. Staje się wyrzutkiem, dziwakiem, psim wariatem. Niekiedy agresywnym, niekiedy infantylnym. Z czasem, niczym skazaniec z więziennej izolatki, zaczyna mieć kłopoty z nawiązywaniem normalnych relacji społecznych. W końcu zostaje uznany za gwałtownego lub agresywnego, bo ludzie nie chcą zrozumieć, że jest po prostu chory. Już nie jest psem domowym. To zesłaniec.

reklama

Psie smutki

Pies, jak każdy z nas, uczy się przez całe życie. Nabywa doświadczenia, kształtuje charakter, a wszystko to dzieje się dzięki relacjom z członkami rodziny. Jeśli na swojej życiowej drodze spotyka jedynie sztachety płotu czy dwumetrowy łańcuch, to niewiele się nauczy. Ma absolutne prawo do nienawiści, a i tak rzadko z niego korzysta. Kiedy jednak to zrobi, podnosi się krzyk – na przykład, że pies pogryzł dziecko! Ale czy ten „okropny pies” sam wprowadził się na czyjeś podwórko, sam przypiął do łańcucha, zamknął w boksie z siatki, czekając na okazję, by okaleczyć człowieka? Za każdym razem, kiedy to słyszę, chce mi się krzyczeć. Bo całe życie mieszkam z psami i znam je lepiej niż siebie samą. Wychowałam się na zapachu psiej sierści i nie umiem żyć bez psa. Dlaczego? To jedyna istota, która akceptuje mnie tak do końca. Kiedyś miałam psy wyłącznie z potrzeby mojego serca. Dziś trochę się to zmieniło. Przygarniam te, których serca szukały wsparcia. Być może – powie ktoś – zbyt dużo u mnie tych serc. I pewnie słusznie, tyle że to życiowa konieczność. Gdybym mogła wybierać, to chciałabym mieć zaledwie dwa psy i dwa koty. Poświęcałabym im więcej czasu i ograniczyłabym sobie obowiązki. Ale to niemożliwe. Dopóki z każdego podwórka, pobocza drogi, schroniskowej klatki patrzą na mnie oczy błagające o ratunek...

Bracia mniejsi w raju na ziemi

Człowieczeństwo polega na tym, że nie odmawia się pomocy skrzywdzonym braciom, zwanym mniejszymi. Przynajmniej ja tak uważam. Mam nadzieję, że nikt nie zaprzeczy. Biorę więc pod swój dach tylko takie zwierzęta, których żaden człowiek już nie zechce. Stare, kalekie, chore. Jedne nie widzą, inne nie chodzą, ale wszystkie czują. Najpierw strach, bo dotyk ludzkiej ręki nie kojarzy im się z przyjemnością. Potem niepewność: „Czy to nie zasadzka?”. Jeszcze później bezbrzeżną radość: „Jestem w raju?!”. Bo gdzie indziej można spać w łóżku, wylegiwać się na kanapie, jeść smakołyki? Gdzie można bez strachu patrzeć w przyszłość i nie bać się mrozu, deszczu, upału? Gdzie człowiek tuli i delikatnie masuje plecy? Tylko w raju. Co ciekawe, można go mieć tu, na ziemi. Wystarczy otworzyć serce i drzwi dla kogoś, kto stracił już nadzieję. Liczba nóg nie ma tu nic do rzeczy. Moja suczka Bunia nie może pochwalić się nawet jedną łapą. Leży teraz za mną i stęka cichutko: „Kiedy skończysz pisać? Wyszłabym na mały spacer”. Zdejmuję ręce z klawiatury i podnoszę Bunię. Wyskakujemy na chwilkę. Ona załatwia swoje sprawy i zerka za płot. Tam, w małym boksie, siedzi smutny pies. Patrzy w naszą stronę, jakby mówił: „Oddałbym całą moją sprawność za to, by trafić do waszego domu”. Cóż, nie wszyscy rozumieją, do czego służy pies. Do kochania.

Autor: Dorota Sumińska

Zobacz również