Ten dom powstawał z myślą o dzieciach, dla nich miał być ciepły i pachnący. Do niego będą wracać myślami i wspomnieniami.
Kasia Mazurkiewicz jest warszawianką, ale los rzucił ją do Krakowa. Jej pierwsze krakowskie mieszkanie znajdowało się na Kazimierzu, a jego okna wychodziły na stare kamienice z gzymsami bajkowo przysypanymi śniegiem. Jak z baśni Andersena, na których Kasia się wychowała i które uwielbia. Cały Kraków wydawał się jej wyjęty z takiej bajki.
Podmiejski dom dla dzieci
Tymczasem rodziły się dzieci – Kasia, Kuba i Tosia – i mieszkanko stawało się za ciasne. Po dwóch latach poszukiwań romantycznego miejsca, przypominającego to zapamiętane z wakacji u babci w Górach Stołowych, Kasia znalazła działkę oddaloną od Krakowa o kilkanaście kilometrów: piękniejszą niż wakacyjne wspomnienia, sielską, przylegającą do starego sadu z jednej strony, z drugiej zaś z widokiem na wapienne skały i starodrzew Doliny Kluczwody. Wiodła do niej błotnista droga, w której topiły się buty i samochody. Ale ani błoto, ani brak pieniędzy nie zniechęciły Kasi. Poczuła się tu dobrze i bezpiecznie.
Wymarzony dom z werandą
Dom szkicowany w podróżach służbowych i w wolnych chwilach nabierał kształtów (Kasia każdy detal architektury i dekoracji musi zaprojektować sama, to jej pasja, a teraz także zawód). Inspirowały ją wspomnienia z wakacyjnych wojaży, uroda okolicy i marzenia o szczęśliwym, rodzinnym domu, z zapachem pieczonego ciasta i werandą... – Taką z ciepłymi pledami, którymi można się otulić, spędzając na niej wieczory – mówi. O schody (też przez siebie wymyślone) stoczyła boje. Miało się nie dać, miał strop nie wytrzymać, ale stoją do tej pory. Wykonawca włożył w nie tony zbrojeń. Projektowanie, wymyślanie, rysowanie było samą przyjemnością, w przeciwieństwie do budowy – z hukiem wyleciały trzy ekipy! Mimo napominania taty (zupełnie jak w filmie „Nigdy w życiu”: „Jeszcze nie jest za późno, można to sprzedać i kupić coś rozsądnego w Krakowie”) dom w końcu stanął. Z tą romantyczną werandą, ciemnymi, drewnianymi oknami ze szprosami. Znowu jak z bajki.
Postarzane meble własnej roboty
Wszystko powstaje w jej głowie – sama maluje ściany, eksperymentuje i poprawia. Na samym początku był kredens z jadalni, pierwszy kupiony na starociach, który stał się inspiracją dla koncepcji całego wnętrza. Prawie każdy mebel jest własnoręcznie przez Kasię przemalowany, poprawiony lub zaprojektowany, jak choćby te z pokoju Tosi. Ciepłe, klasycznie angielskie, takie na lata. Teraz Kasia współpracuje z genialnym stolarzem, który każdy jej projekt zamienia w ideał.
Białe jest piękne
Choć to jej miejsce na ziemi, z miłością wspomina południe Europy (bo kuchnia i morze!) oraz Skandynawię i Szkocję (bo wiatr, szum fal, przestrzeń i biel!). Pewnie dlatego jej dom jest cały biały. Zimą otula go jeszcze biały puch za oknem. Córka Kasia siada przy pianinie, a Kasia mama wymyśla i projektuje zlecone wnętrza. Albo obmyśla, jak urządzić ogrodowe party (przyjmuje takie zlecenia na okoliczność kinderbali, urodzin, ale przede wszystkim ślubów). Jedno jest pewne: na tle soczystej zieleni ogrodu pojawią się białe wikliny i rattany, białe leżaki i parasole, białe świeczniki i lampiony, białe, białe, białe… bo białe jest piękne.
Kontakt do Kasi: www.makeyourlifepretty.blogspot.com; www.galeriastylowydom.pl oraz Jagodowy Koktajl na Facebooku.
Tekst: Magda Staszczak-Ciałowicz
Zdjęcia: Michał Skorupski
Stylizacja: Kasia Mitkiewicz