To była miłość od pierwszego zwiedzania. Ellen nie musiała wchodzić do środka, by wiedzieć, że kupi ten dom.
Wymarzony dom nad morzem, z ukrytymi zaletami
Lepiej całuję, niż gotuję – głosi tabliczka, którą Ellen powiesiła w kuchni. Ale czy stosik domowych konfitur stojących na półce przypadkiem temu nie przeczy? Może jest mistrzynią obu tych sztuk.
Belgijka w sile wieku, ubrana w mocny róż i tenisówki, wita gości szerokim uśmiechem. To jej dom i biznes w jednym. Stojący w zagrodzie stary spichlerz zbożowy przerobiła na pokoje gościnne. Zaledwie dwie sypialnie, ale za to z osobną kuchnią, jadalnią, a nawet prywatnym ogródkiem. Urządziła je z takim samym pietyzmem, ciepłem i pomysłowością jak swoją prywatną przestrzeń.
Ale zanim się to stało, nowa właścicielka zastała dom, który największe zalety miał poukrywane. Poprzednicy schowali na przykład piękny drewniany strop za podwieszanym sufitem. Dziś, kiedy się siedzi przy kominku, trudno nawet wyobrazić sobie, że tych szlachetnych starych bali nie było widać… Szkoda, że tyle wysiłku włożyli oni w budowanie sztucznego sufitu, a nie pomyśleli o tym, by mieć w domu toaletę z prawdziwego zdarzenia. Zamiast niej w ogrodzie znajdowała się dziura w ziemi i drewniane siedzisko.
Ellen wprowadziła więc w stare mury trochę cywilizacyjnych udogodnień, ale tak, aby całość nie straciła wiejskiego charakteru. Zostawiła kamienną posadzkę w kuchni i rozjaśniła wnętrza: – Biel nie może niczego zepsuć – powtarzała sobie.
I faktycznie: jest świetnym tłem, daje wrażenie czystości i jeszcze można na niej grać różnymi dodatkami. – Moje córki prowadzą restaurację, którą same urządziły – śmieje się Ellen. – Podkradłam im parę pomysłów. To, co rustykalne i co się godnie zestarzało, połączyła z kolorową porcelaną i wzorzystymi tapetami. Dzbanki w różyczki, miseczki w kropki czy krawiecki manekin obwieszony biżuterią nie pozostawiają wątpliwości, że domek jest w rękach kobiety. Energicznej i radosnej.
Szum morza w każdym zakątku domu
Im dalej od kuchni i jadalni, tym atmosfera się bardziej wycisza i „klasycznieje”. Tu nie spotkamy już różowych dodatków, są tylko kolory natury: lniane zasłony oraz obicia sof i podnóżków, plecionki, puchate dywaniki ze zwierzęcych skór. Ukochanym miejscem Ellen jest salon, gdzie uwielbia zakotwiczyć się na dłużej przed kominkiem czy stanąć przy otwartym oknie i poczuć zapach morskiej bryzy.
Pochodzi z małego miasteczka Zarren we Flandrii Zachodniej, skąd do plaży było 20 kilometrów. Zawsze za daleko. A dziś szum morza dociera w każdy zakątek domu. I niesie ukojenie.
Tekst: GAP Interiors, Beata Majchrowska
Zdjęcia: Bieke Claessens/GAP Interiors, www.achterduin.be