Schudnąć można nawet podczas podlewania ogrodu, pod warunkiem, że zamiast węża złapiesz za konewkę. Godzinka i 300 kalorii mniej!
Pół Polski biega, drugie pół jeździ na rowerze. Jeśli przypadkiem nie jesteś w żadnej z tych grup, i tak nie musisz się martwić. Zwłaszcza jeśli masz ogród. Godzina pielenia, grabienia czy koszenia trawy to równie dobry pomysł na gimnastykę.
Trać tłuszczyk z grabiami
To działa zupełnie jak klub fitness, a nie kosztuje stówy za godzinę. Godzina pielenia grządek – 250 kalorii mniej. Kopanie ziemi – tracimy dwa razy tyle. Tak samo przy grabieniu. Kiedy przycinamy gałęzie, możemy liczyć na pozbycie się 280 kalorii. Podobnie przy koszeniu trawy kosiarką elektryczną. Ale najwięcej da nam rąbanie drewna – godzina machania siekierką i od razu 900 kalorii mniej.
Naukowcy z uniwersytetu w Utah potwierdzają: ci, którzy uprawiają ogródek, są o cały rozmiar szczuplejsi od rówieśników spędzających wolny czas na kanapie. U panów groźba otyłości spada o ponad 60 procent, w przypadku pań – o prawie 50. – Ludzkość byłaby smukła i pełna energii, gdyby każdy mieszkał w domu z ogrodem. I nie zatrudniał ogrodnika – mówi autorka badań Cathleen Zick.
Mało tego – ogrodnicy są zdrowsi. Jedzą to, co wyhodują na grządce, dlatego w ich diecie jest mniej chemii. Praca w ogrodzie to aktywność na świeżym powietrzu, dostarczają więc sobie sporą dawkę witaminy D.
Joga przy pieleniu
Do pielenia trzeba podejść tak poważnie jak do maratonu. I tu, i tam grożą nam zakwasy. Przyzwyczajmy się więc do codziennych rozgrzewek. Ogrodnicy je zwykle lekceważą, a to błąd, bo przy kopaniu można złapać kontuzję tak bolesną, jak podczas podnoszenia ciężarów.
A więc zaczynamy. Najpierw kilka minut szybkiego marszu ogrodowymi ścieżkami – przy okazji ułożymy sobie plan prac. Potem rozluźniamy mięśnie – robimy wymachy, przysiady. Teraz możemy wziąć się za pielenie. – Pamiętajmy o tym, żeby nie obciążać kręgosłupa, a więc nie schylamy się, a kucamy – radzi Ewa Biała, instruktorka hatha jogi. – Stopy i kolana rozszerzone, plecy wyprostowane. Jeśli dodatkowo rozszerzymy uda, gimnastykujemy przy okazji miednicę. Przyda się to zwłaszcza paniom. A kiedy podlewamy, przekładamy konewkę z jednej ręki do drugiej. To samo przy grabieniu. Dzięki temu równo pracują obie strony ciała.
Unieś nogi przy drzewie
Entuzjastką ogrodowego fitnessu jest też Joanna Brzezińska. Razem z mężem są trenerami gwiazd i prowadzą firmę Fit and Eat. – W ostatni weekend obsadziliśmy całą skarpę w naszym ogrodzie – mówi Joanna. – 120 roślin w dwa dni! I mieliśmy po tym tyle energii, że na deser wybraliśmy się na rowery. Trzeba tylko podczas pracy robić przerwy, by nie być cały czas zgiętym w paragraf.
Ale przeznaczamy je nie na siedzenie pod drzewkiem, a na ćwiczenia. Na trawie, macie albo ręczniku. Joanna poleca gimnastykę pilates. Rozciąga mięśnie, a przy okazji pozwala odpocząć głowie, wycisza i uspokaja. Można też robić brzuszki, unosić nogi przy drzewie. Wykorzystajmy ogrodowy murek – opieramy ręce i robimy pompki. Najlepiej trzy serie po 12. Dobre są też wypady nóg w tył albo przejście całego ogrodu wypadami do przodu. Jesienią figury pozazdrości nam sąsiadka, która ma ogrodnika.
Tekst: Janna Derda
Zdjęcia: Sabrina Rothe/Picture Press/East News, Stockfood/Free, Living4media/Free
***
Ćwicz na głodniaka
Każdy wysiłek jest dobry, ale najlepszy ten…przed śniadaniem.
Rano spalamy tłuszcz energicznie, a wieczorem, gdy szykujemy się już na odpoczynek, wszystko spowalnia. Pół godziny ćwiczeń na czczo da nam więcej niż dwie godziny po południu. Efekty widać już po dwóch tygodniach. Będziemy wyraźnie szczuplejsi, nasze ciało zacznie lepiej wyglądać, stanie się zwarte, jędrne. I obojętne, czy po wstaniu z łóżka będziemy przez pół godziny biegać albo kopać ogródek. Ważne, by się zmęczyć.