Ptaszki klepaki, kogutki, fujarki – wszystkie ręcznie malowane i wystrugane z drewna. Jeśli chcesz prawdziwego konika na biegunach, przyjedź tu koniecznie.
Zaczęło się od ogromnego wiązu z wrośniętą w pień XVIII-wieczną zmęczoną figurką ukrzyżowanego Chrystusa. Całymi latami stał przy szosie sandomierskiej, aż tu nagle, na początku lat 70. zaczął wadzić PRL-owskim budowniczym. Postanowili wiąz wyciąć, żeby poszerzyć jezdnię i położyć chodnik. Na to podniósł się szum w okolicy. Koniec końców drzewo ścięto i przeniesiono do nowo powstałego, jeszcze pustego, Parku Etnograficznego w Kolbuszowej. To było „drzewo węgielne” przyszłego mu-zeum, z czasem dochodziły kolejne przed- mioty: warsztaty garncarza i kowala, pościel z ręcznie robioną koronką, a przede wszystkim drewniane zabawki Stanisława Naroga. Okolice Leżajska przed II wojną były prawdziwym zabawkarskim zagłębiem – drewniane koniki i lalki sprzedawano nie tylko na pobliskich jarmarkach, ale także we Lwowie, w Warszawie, Lublinie i Sandomierzu.
A zmęczony świątek z wiązu to nie przypadek – w Kolbuszowej najładniejsze są kapliczki. Kolorowe, malowane, bogato zdobione. Na przykład ta z oleodrukiem Matki Boskiej Pacławskiej, przepięknie ustrojona poskręcanymi z błękitnej bibuły kwiatami. Albo stojąca jak zwykle przy potoku zrekonstruowana kapliczka św. Jana Nepomucena – świętego od powodzi i suszy – a przy niej spora skarbona na dowody wdzięczności za łaski patrona. Przed złodziejami bronią jej dwa porządne skoble. Niestety, przed kornikami uchronić się trudniej.
Krzyże też są całe w kwiatach z kolorowej bibuły (papierowe cuda moczone w stearynie mogą sobie bezpiecznie siedzieć wystawione i na słońce, i na deszcz – nie zniszczą się i nie wyblakną) – znaczą szlak przez teren skansenu. W kwiatach wreszcie są chałupy – poukładane w wieńce i girlandy, wycięte lub haftowane, zdobią ramy świętych obrazów pod powałą. Malowniczości dodają Kolbuszowej ule. Najciekawszy jest pawilon z kolorowymi wlotkami dla pszczół, a kawałek dalej fantastyczna pasieka z uroczymi „leżakami” i „stojokami” – słomianymi, wydrążonymi w ogromnych pniach, krytymi strzechą, deszczułkami, papą. Bartnictwem zajmowali się Lasowiacy, dawniej mieszkańcy terenów od Kolbuszowej i Leżaj-ska po Biłgoraj, Stalową Wolę, Tarnobrzeg i Mielec. Nazywali siebie Lesiokami. Związani z Puszczą Sandomierską żyli z jej darów.
Inaczej było po drugiej stronie Nilu. Ale nie tego egipskiego, tylko tutejszego, kolbuszowskiego, rzeki zwanej przez najstarszych mieszkańców Młynówką, od przedzielających ją młynów wodnych. Zamożniejsi i „nowocześniejsi” Rzeszowiacy, z okolic Rzeszowa, Łańcuta i Przeworska, zajmowali się głównie rolnictwem oraz tkactwem. Tu budynki są większe i bogatsze: warsztaty, szkoła, karczma ze sklepem bławatnym, kuźnia, remiza z żelaznym gongiem i młotkiem na łańcuchu na rogu chałupy plus kilka wiatraków – holendrów i koźlaków. Gdybyście się pogubili, co należy do Laso- wiaków, a co do Rzeszowiaków, to w połowie trasy ustawiono drogowskaz, który nie da wam tak całkiem zabłądzić. Ale miejcie się na baczności, bo „muzealne” gęsi uważają ten teren za swój i lepiej nie wchodzić im w drogę. Zwierząt zresztą jest tu więcej: kaczki, gołębie, młoda kózka i owce, niczym skołtunione kłębki na smolistych smukłych nóżkach, drepcą w miejscu, z nudów skubiąc drewnianą framugę obórki albo się do niej tuląc.
Muzeum czynne:
od 15 kwietnia do 15 października
poniedziałek-piątek w godzinach 9-17,
od 16 października do 14 kwietnia
poniedziałek-piątek w godzinach 9-15,
soboty, niedziele i święta 10-19.
www.muzeum.kolbuszowa.pl
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Fotografie: Karolina Migurska (współpraca: Krzysztof Migurski)