Kaszuby witają nas gorąco – słońce przypieka bez opamiętania. Wejście do stareńkiej chaty okazuje się wybawieniem. Przyjemny chłodek, zapach suszonych ziół, wiszących całymi bukietami w sieni i w rogach izb, aromatycznych wianków z krwawnika, mięty i kocanki...
Na początku XX wieku, młody, zapalony etnograf, Izydor Gulgowski, zafascynowany ideą popularnych w Skandynawii „muzealnych ogrodów” – muzeów na powietrzu, postanowił założyć podobne na Kaszubach. Tu nie mówi się „skansen”, ponieważ jest to nazwa zastrzeżona dla pierwszego, powstałego w Szwecji.
Muzeum jest duże, na zwiedzanie trzeba przeznaczyć trzy godziny. Ale jeśli ktoś nie ma tyle czasu, warto, żeby odwiedził choć kilka najbardziej reprezentacyjnych miejsc i obejść. Oto wdzydzkie muzeum w pigułce. Najstarsza jest chałupa (na planie w informatorze oznaczona numerem, od której wszystko się zaczęło ponad 100 lat temu. Znajdują się w niej: niezwykły piec z doniczkowych kafli (wklęsłych na długość palca), gliniana wędzarnia i suszarnia tytoniu. Co prawda to przedwojenna kopia chałupy z XVIII wieku, która spłonęła z wyposażeniem i eksponatami, ale wygląda równie tajemniczo.
Teraz duża zagroda gburska, czyli chłopska z podcieniową chałupą, w której zobaczycie: skrzyniową ławę z okrągłymi otworami na kurze gniazda (na zimę wszystkie nioski zapraszano do sieni w ramach wymiany – ciepło za jajka), siedmiomilowe chodaki (ogromne drewniaki, gospodarz wzuwał je na inne buty), tkalnię chodników i bujaną… gęś.
Jeszcze 30 lat temu ludzie na wsi przeznaczali najlepsze pomieszczenie na izbę paradną. Był to rodzaj pięknie urządzonego, zwykle „po miastowemu”, salonu używanego tylko od wielkiego dzwonu. Życie codzienne toczyło się poza nim. Drewniany dworek z zagrody drobnoszlacheckiej z drugiej połowy XIX wieku pokazuje, skąd jest ten obyczaj.
Prawdziwa wieś nie byłaby pełna bez dworu. Ten z Luzina ma 300 lat, ale wygląda jak z przełomu wieków. Jest w nim eklektyczny salon i jadalnia, pokój dziecięcy oraz świetnie wyposażona kuchnia ze spiżarnią. Tu mogą was zaskoczyć świeże warzywa i zioła, octy ziołowe, chleby, ciasta, przetwory, kiszone ogórki (którymi częstowani są goście), wiszące suszone kiełbasy, ryby, żeberka i słoniny. Na strychu wystawa „Czystość i porządek domowy, koniec XIX i początek XX wieku”, a na niej balie i wanny, pralki, tary, wyżymaczki, maglownice, umywalki, kąciki higieniczne, dzbanki i miski. Były też przybory toaletowe oraz ręcznie robione mydła, a także witki brzozowe. Najciekawsza okazała się wanna cynowa do kąpieli ziołowych. Wygląda niczym połączenie kołyski z kosmiczną maszyną Juliusza Verne’a – wszystko po to, żeby umożliwić aromatycznej parze swobodny obieg. Widok na sporą część muzeum rozpościera się z dwóch wiatraków – koźlaka i holendra.
Jeśli zostanie wam jeszcze trochę czasu, koniecznie zajdźcie do XIX-wiecznej szkoły. Możecie tam spróbować, jak pisało się gęsim piórem, usiąść w oślej ławce lub wpaść na lekcję kaszubskiego. Wstąpcie też, choć na chwilę, do malowniczego kościoła z XVII wieku, przeniesionego ze Swornegaci Wielkich. Kościółek jest żywy, co niedzielę wita wiernych (msza o 8 rano), ale też otwiera się na święta kościelne i specjalne uroczystości. Nam udało się wprosić na ślub.
Bardziej dociekliwi mają szansę się dowiedzieć, kto „wymyślił” kaszubski haft, z charakterystycznymi tulipanami oraz kolorami (znany chociażby z popularnej w latach 80. zastawy stołowej z Lubiany). Zaczęło się od ciężkiej doli miejscowych chłopów (nieurodzajna kaszubska ziemia nie miała im zbyt wiele do zaoferowania) i niewyczerpanych sił żony Izydora Gulgowskiego – Teodory. Artystycznie uzdolniona, po berlińskiej szkole, stworzyła wzory i motywy, które później haftowały Kaszubki. Teodora zorganizowała coś w rodzaju spółdzielni ludowej. Spółdzielnia brała na siebie zamówienia oraz zbyt, kobiety haftowały, mężczyźni wyplatali naczynia z korzeni sosny i jałowca, choć zdarzało się, że i oni łapali za igłę. Jeśli traficie, w trzeci weekend lipca, na Jarmark Wdzydzki, będziecie mogli kupić haftowane cuda (i inne wyroby tamtejszego rzemiosła), a dodatkowo także zo- baczyć, jak wyglądało dawne rzemiosło, i spróbować swoich sił w tym temacie, jak również posłuchać koncertów folkowych oraz muzyki poważnej.
Więcej na: www.muzeum-wdzydze.gda.pl
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Fotografie: Karolina Migurska