Najwięcej bursztynu pojawia się o świcie. Pierwsze promienie słońca wyłuskują z piasku lśniące krople jantaru. Kiedyś całe rodziny wychodziły jeszcze nocą na plażę, by zbierać ten morski skarb.
Zbieranie bursztynu: sztuka dla wytrwałych
Jak się to robi dziś? Czy przez lata technika się zmieniła? Żeby „plon” był dobry, powinien najpierw wiać północny wiatr, a potem południowy. Niekoniecznie musi być silny – opowiada Andrzej Woźniak, jubiler, a także poławiacz bursztynu, który wszystkiego nauczył się od rodziców swojej żony.
– Dobry czas na bursztynowe łowy to zima. Morska woda uwalnia wtedy najwięcej tego szlachetnego ładunku. Jeszcze lepiej, gdy dochodzi do podwodnych wstrząsów – wtedy ziemia się obsuwa i spod jej warstw wyglądają świeże grudki jantaru.
Bursztyny białe, zielone...
Najwięcej bursztynu pojawiło się zaraz po wojnie, ziemia pogruchotana wybuchami wyrzucała go niemal hurtowo. Ale ludzie natykający się na te bryłki (wtedy głównie przesiedleni z Wileńszczyzny) nie bardzo wiedzieli, z czym mają do czynienia i... choć trudno w to uwierzyć – palili nimi w piecach. – A bursztyn pali się wspaniale. Stąd też jego nazwa – płonący kamień. Choć tak naprawdę amber wcale kamieniem nie jest, to prastara żywica – opowiada pan Andrzej. – Najstarszy bursztyn ma prawie biały kolor, najmłodszy – zielony, a i tak ma ponad 40 milionów lat! Jest również beżowy, miodowy, brązowy i prawie czarny.
Jantar od setek lat zbiera się w ten sam sposób. Poławiacze wychodzą na plażę, tak samo jak niegdyś obserwują pogodę i w ten sam sposób przeczesują tak zwane patyki, czyli śmieci (chodzi głównie o to, co morskie fale wyrzucają na brzeg). Dziś faktycznie znacznie więcej znajduje się tam śmieci – porwanego komuś z brzegu prania, butelek czy garnków – niż naturalnych gałęzi, patyków. Poławiacze ubrani są w długie do bioder gumowe buty i spodnie (dawniej w grube wełniane sukno lub skórzane zbroje). Kaszorkiem, czyli siecią umocowaną na obręczy z długim trzonkiem, sięgają po leżące na dnie grudki albo zgarniają hałdy śmieci i z nich na brzegu wyciągają cenny bursztyn.
Skąd wzięły się bursztyny?
Dawno temu, zanim jeszcze pojawili się ludzie, północne tereny Ziemi porastały przepastne bursztynowe lasy. Rosły w nich ogromne cedry i podobne do sosen, tyle że bardziej wybujałe, egzotyczne iglaki. Nie wiadomo, co zakłóciło sielankę, ale nagle drzewa zaczęły rzewnie płakać żywicą. Ta, obficie spływając, nim zaległa na długie wieki w prehistorycznym mchu, łapała po drodze drobne żyjątka. Więziła je na zawsze niczym cenne skarby w „przejrzystej szkatule”. Niekiedy łapała tylko złote promienie słońca – gdy podniesiemy bursztyn pod światło, uwięzione iskry ożywają i mienią się.
Później lasy zniknęły pod wodami zimnego północnego oceanu, a wraz z nimi słoneczny skarb. Niepozorny, skamieniały, przyszarzały, był wyrzucany przez morskie fale. Może jakiś wędrowiec próbował nim wskrzesić ogień i zdziwił się jego ciepłem i zapachem... Dość, że amber tak oczarował starożytnych Rzymian, iż zaczęli zwozić go do Cesarstwa. Wierzono, że ma magiczną moc, leczy, no i zdobi. Dziś bursztyn jest coraz droższy, złoża się wyczerpują i choć nie jest łatwo znaleźć dużą bryłkę, jednak zapaleńcy nie rezygnują i wciąż wychodzą na mierzeję z nadzieją, że natkną się na prawdziwy okaz.
Tekst: Michalina Kaczmarkiewicz
Za pomoc w sesji dziękujemy Andrzejowi Woźniakowi właścicielowi sklepu-galerii Jakob w Stegnie (ul. Gdańska 58) oraz Czesławowi Wydrze z gdańskiej galerii Wydra (ul. Mariacka 49).
Fotografie: Karolina Migurska, Elżbieta Socharska
Modelka: Martyna Bazychowska