Mój dziadek na nic nie szczepił Azorka, a ten żył osiemnaście lat – słyszę czasem. Owszem, mogło tak być, ale tysiąc innych Azorków nie doczekało nawet pierwszych urodzin.
O tym, przeciw jakim chorobom i kiedy szczepić, powinien decydować nie opiekun zwierzęcia, ale jego lekarz prowadzący. Prawda jest jednak taka, że nie każdy zwierzak ma swojego lekarza. Decyzja o szczepieniu jest więc w ręku właściciela i tylko od jego odpowiedzialności zależy los pupila. Tymczasem każdy kociak i każdy szczeniak powinien być zaszczepiony przeciw chorobom, które grożą im już od pierwszych tygodni życia, często jeszcze w rodzinnym gnieździe. Kocięta obowiązkowo szczepimy przeciw tzw. katarowi kociemu i panleukopenii. Choroby te są realnym zagrożeniem dla ich życia. O szczepieniu przeciw białaczce czy chlamydiozie powinien zadecydować lekarz weterynarii. Zgodnie z realnym zagrożeniem dla zwierzęcia. Tak samo jak o rodzaju szczepionki (żywa lub zabita) i wielokrotności zabiegów.
Szczenięta szczepimy przeciw tym chorobom, które mogą zabić je u zarania życia. Najgroźniejsze to znane wszystkim nosówka i parwowiroza. Większość szczepionek zawiera antygeny również przeciw innym chorobom. Zarówno w przypadku kociąt, jak i szczeniąt to lekarz weterynarii dobiera szczepionkę oraz decyduje, ile razy ją podać. Nigdy nie należy lekceważyć zabiegów profilaktycznych, bo każdy rozsądny człowiek wie, że lepiej zapobiegać chorobie, niż ją leczyć. Trudność polega na tym, że te szczepienia nie są obowiązkowe, a opiekunowie bywają oszczędni. Nie chcą wydawać pieniędzy na zastrzyk, myśląc, że to fanaberia, a przecież leczenie chorób zakaźnych jest dużo droższe niż szczepienie.
Niektórzy myślą, że psy i koty żyjące w odosobnieniu, niekontaktujące się na co dzień z osobnikami tego samego gatunku, nie są na nie narażone, więc wystarczy je zaszczepić tylko na początku życia. Wielki błąd! To właśnie one mogą zachorować najszybciej podczas sporadycznych kontaktów z psim czy kocim światem. Dlaczego? Pies żyjący w mieście – dużym skupisku innych psów – ma codzienny kontakt z ulicznymi drobnoustrojami. W pewnym sensie ciągle sam się „doszczepia”. Wychodzi na ulicę, do parku, na skwerek po nabyciu odporności poszczepiennej, która po pewnym czasie zaczynałaby spadać, gdyby nie stały kontakt z wirusami i bakteriami.
Pies odludek biega po własnym ogrodzie, chodzi na spacer do lasu i kontakty z innymi psami ogranicza do przypadkowych spotkań. Jego odporność poszczepienna spada szybciej niż u psa miejskiego i bezwzględnie trzeba ją wzmocnić kolejną dawką. Jak już wspomniałam, o tego rodzaju szczepieniach decyduje sam opiekun zwierzęcia i dlatego zawsze powinien spytać o radę lekarza weterynarii. Sprawa wygląda zupełnie inaczej w przypadku szczepień przeciwko wściekliźnie. Jest to choroba zwalczana z urzędu i co roku trzeba na nią szczepić wszystkie psy w kraju. Mimo że słowo „wścieklizna” do dziś budzi histeryczne emocje, złapać ją bardzo trudno. Jest to wirusowe zapalenie istoty szarej mózgu i rdzenia, groźne dla wielu zwierząt z człowiekiem włącznie. Jednak aby się zarazić, trzeba:
1. Być wrażliwym na tę chorobę. Najbardziej wrażliwy jest lis. Pies i kot trochę mniej. Człowiek znacznie mniej. Podobno tylko co trzeci może się zarazić.
2. Być pokąsanym przez zwierzę chore na wściekliznę na tyle głęboko, aby wirus mógł znaleźć przytulne miejsce do namnażania się
3. Być pokąsanym przez chore zwierzę, którego ślina zawiera wirus wścieklizny (a ten osiąga ślinianki chorego niedługo przed jego śmiercią).
Poza tym wirus wścieklizny wędruje po organizmie trochę nietypową drogą – szlakiem nerwowym – aby w końcu dotrzeć do ośrodkowego układu nerwowego. Trwa to dość długo. Podczas tej podróży jest atakowany przez układ odpornościowy gospodarza i może nie dojść do celu. Im dalej do głowy, tym większa szansa na wygaśnięcie infekcji. Wirus wścieklizny jest bardzo wrażliwy na środowisko zewnętrzne i ginie zaraz po opuszczeniu organizmu chorego. Jak widać, niełatwo zarazić się wścieklizną. Kotów nie szczepimy obowiązkowo, jednak wielu opiekunów decyduje się na podanie im zastrzyku. Niestety, dostępne w Polsce szczepionki przeciw wściekliźnie mogą powodować u kotów nowotwory. Dlatego zalecam szczepić tylko te, które wychodzą na dwór, i to nie co roku, ale co trzy lata. Musimy pamiętać, że gdyby choroby zakaźne były aż tak wielkim zagrożeniem dla zwierząt i ludzi, to wszyscy wyginęlibyśmy, zanim wynaleziono szczepionki. Szczepmy więc, ale z głową.
Tekst: Dorota Sumińska, doktor weterynarii, pisze książki, prowadzi audycje radiowe i telewizyjne o zwierzętach.
Fotografie: Fotochannels, Forum