Życie ma być przyjemne i łatwe. Taki cud może się zdarzyć tylko na wsi, wśród pól i zarośli, jakby nietkniętych ludzką ręką.
Przywrócić piękno i porządek
Zanim zapanował tu ład i spokój, trzeba było mnóstwa pracy. Bo dom Evy Johnson rozrastał się wprawdzie przez wieki, ale potem zmarniał w kilkadziesiąt lat. – Kiedy go zobaczyłam, wyglądał jak żywcem wyjęty z opowiadania Edgara Allana Poe „Upadek domu Usherów” – wspomina ze śmiechem. – Pokoje były ciemne, deski podłogowe ledwie widoczne spod warstwy kurzu, a ściany pokryte odłażącą, kudłatą tapetą. Zachował jednak tajemniczą aurę zaklętego domostwa. Staroświecki wdzięk chłopskiej zagrody podkreślało sąsiedztwo starej plebanii i leniwie płynącej rzeki.
Zabytkowy dom na wsi
Położona wśród łąk i pagórków hrabstwa Suffolk farma pochodzi z połowy XV wieku. Powstała tuż obok ziemiańskiej posiadłości, dosłownie za płotem, jako gospodarstwo obsługujące dwór. Chałupkę najpierw sklecono z drewna, z czasem wzniesiono kamienne ściany, a w 1550 roku dobudowano kuchnię zwieńczoną ceglanym dachem. Wciąż stoi w niej oryginalny piec – niestety, już nie działa. Sto lat później kolejni właściciele dodali dwie sypialnie, które teraz są jadalnią i salonem. Ostatnią modyfikacją była wymiana fasady, przeprowadzona w czasach królowej Anny, około 1740 roku. – Uwielbiam taką mieszankę stylów – opowiada Eva.
– Dom ma część przysadzistą, przaśną, wzmocnioną belkowaniami i dostojną, z wysokim salonem i ogromnymi oknami. To one stały się dla Evy najistotniejszym elementem architektonicznym. Jak żartuje, obsesja światła to narodowa cecha wszystkich mieszkańców Szwecji, a ona stamtąd właśnie pochodzi. Z jednej strony ma wąskie, osadzone w ołowiu szyby, z drugiej zupełnie inne, otwierane pionowo, podkreślające wysokość pokojów, wpuszczające dużo światła. To ją zachwyciło. Na inne pomysły rozjaśniania domu wpadła już sama. Podparła stemplami i wyprostowała zapadnięty sufit. Przeszkliła drzwi między pokojami tak, by widać było kolejne pomieszczenia i ogród za domem. Od razu zabrała się też za zdrapywanie tapet i odnawianie podłóg. Stare deski wyszorowała i wybieliła ługiem, a potem zaolejowała. Potraktowana w ten sposób powierzchnia jest nieco przezroczysta, ale jednocześnie matowa. To stara szwedzka technika, dzięki której angielski dom nabrał skandynawskiego charakteru.
Styl gustawiański i angielska siedziba
Chociaż Eva jest z zawodu psychoterapeutką, zawsze miała oko do pięknych rzeczy. Dlatego nie skorzystała z pomocy projektanta i zdała się na instynkt. Większość mebli przywiozła z domu dziadków. Styl gustawiański doskonale zgrał się z klimatem angielskiej siedziby, mają przecież wiele wspólnego: prostotę, naturalne kolory, tkaniny, materiały. W oknach zawiesiła bawełniane zasłony albo jedwabne draperie. Te od strony ogrodu zostawiła nieosłonięte, żeby cały czas mieć kontakt z zielenią. Przez lata pobytu w Anglii Eva pokochała pielęgnowanie roślin. Swój ogród nazywa śpiącą królewną – bo od początku był piękny, trzeba go było tylko obudzić.
Pobudka nie polegała jednak na delikatnym muśnięciu, lecz na okiełznaniu dziko rosnącej zieleni, która miała uwydatniać, a nie przysłaniać urodę domu. Powstało urokliwe miejsce, pełne zielonych zaułków i placyków widokowych, zdolnych wyciszyć nawet skołatane nerwy psychoterapeuty. Z jednej tylko rzeczy musiała Eva zrezygnować. Otóż poprzedni właściciele trzymali w ogrodzie pawie. – Były piękne, ale, niestety, zżerały wszystko i strasznie niszczyły ogród. Oddaliśmy je do zoo – mówi. Ptaszydła zmieniły miejsce zamieszkania, Eva odzyskała spokój ducha, a dom… został po prostu odczarowany.
Tekst: Jackie Cole/Redcover
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Christopher Drake/Redcover
www.evajohnson.com