Dacza może być tylko rosyjska. Tę, nad Zatoką Fińską, postawił dziadek Ludmiły. Rodzina od prawie 60 lat przyjeżdża tu co roku na letnisko.
Tradycyjne drewniane chałupki to dziś w Rosji rzadkość, bogacze wolą luksusy. Ale zostało ich jeszcze trochę w leśnych ostępach – nieco wyblakłych, podniszczonych i wciąż pięknych. Dacze – wspomnienia dawnej świetności.
Domek Ludmiły Tatianowej stoi na południowym brzegu Zatoki Fińskiej, w regionie zwanym Riepino – na cześć malarza i rzeźbiarza Ilii Riepina, który zbudował sobie niedaleko podobną chatynkę. – Nasza jest dziełem mojego dziadka – opowiada Ludmiła.
– Od 1955 roku dzielnie się trzyma. Trzeba było tylko tu i ówdzie położyć nową farbę, wymienić kilka abażurów – stare, z woskowanego papieru, rozpadły się. Sama konstrukcja nie jest specjalnie wyszukana: solidny fundament z miejscowego granitu, deski i płyta gipsowa. To jednak esencja miejscowego budownictwa. Lata komunizmu sprawiły, że ludzie nauczyli się wykorzystywać wszystkie dostępne materiały. W domu nie ma bieżącej wody – nie było jej od początku, więc kolejne pokolenia letników biegają z wiadrami do pobliskiej pompy. – Bogaci mieszkańcy nowoczesnych willi krzywiliby się z pewnością, ale nam to nie przeszkadza – zapewnia Ludmiła – Żyjemy tutaj jak za czasów ojców i cenimy tę prostotę.
Rzeczywiście, w daczy Ludmiły czas się zatrzymał. Umeblowanie to zbiór socjalistycznych, reglamentowanych mebli i przedmiotów kupionych w komisach. – Oczywiście komisy były państwowe i pobierały procent od transakcji – przypomina Ludmiła. Fraza „dekoracja wnętrz” wydaje się nieodpowiednia, by opisać wystrój domu. Gospodarze zawsze mieli kłopoty z pieniędzmi, polegali więc na własnej wyobraźni. Kolejne elementy pojawiały się latami, tworząc kolorową mozaikę. Ściany zdobią akwarele Ludmiły oraz olejne obrazy jej siostry Marianny. – Dwa stare żyrandole i kilka pięknie haftowanych obrusów to wspomnienie przeszłości – opowiada Ludmiła. – Pamiątka z czasów, gdy nasza rodzina pieczętowała się szlacheckim herbem i mieszkała w Smoleńsku. Tylko tyle pozostało z dawnej świetności.
Na parterze znajdują się dwie sypialnie, kuchnia (zaopatrzona w przedpotopową kuchenkę gazową „Leningrad”), jadalnia i oczywiście weranda. Wkoło rosną porzeczki, bzy, róże, peonie oraz agrest. – Całe lato spacerujemy, zbieramy grzyby i kąpiemy się w jeziorze – opowiada Ludmiła. – Przychodzą sąsiedzi, których dacze też należą do nich od pokoleń. Wieczorami siadamy na werandzie przy samowarze i długo rozmawiamy.
Tekst: Andreas von Einsiedel
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Andreas von Einsiedel/East News